niedziela, 9 grudnia 2012

Zostań tak.

Życie pędzi. Nie ma czasu na nic... a z tego ciągłego niedoczasu wybieram okruchy wolnego by odpocząć, bo chociaż tyle mi rozsądku zostało - odpoczynek najpierw.
Dokąd pędzę.. nie wiem. Trochę tego nie kontroluję i to mnie zasmuca...
No ale jak odpocznę.. może uda się złapać za ster.. w końcu porządnie.
Póki co krzepi wrocławska muzyka. Zdolnych tu mamy artystów - bardzo zdolnych.

Mikromusic - Zostań tak
http://youtu.be/tWLpGL9nNSY

kojące dźwięki i ten hipnotyczny, dziewczęcy głos
tylko kominka mi brakuje...

M.

środa, 5 grudnia 2012

KUKBUK

Ładne to... ciekawie ułożone, z pięknymi zdjęciami i ciekawymi przepisami.
Zazdroszczę tym ludziom, że mogą się realizować w ciekawym projekcie, robić to co ich interesuje.
Może i ja kiedyś ... trzeba marzyć.

Póki co - będę czytywała KUKBUK.

M.

niedziela, 25 listopada 2012

Brodka

Jedyna taka.. niepowtarzalna ... energetyczna.. inna...
Koncert niesamowitych ludzi, którzy lubią ze sobą przebywać, bawią się muzyką, kochają to.
Muzyka nieporównywalna z niczym, teksty niewydumane, ciekawe, mądre, w punkt!! to lubię!!

Świetna wielka energia.

M.

PS: No i czemu ja jestem taka porządna i nie zabieram ze sobą aparatu na takie imprezy?? No czemu??

sobota, 27 października 2012

Skyfall

Podobał się, oj podobał  ...
Bond w wykonaniu Daniela Craiga - mniam.... czarny charakter w blond włosach - Javier Bardem - majstersztyk, M. - klasa, ku zaskoczeniu - Ralph Fines - uwielbiam go. Poza tym pościgi - jak zawsze lekko mnie bawiące. Podobało mi się to odbrązowienie Bonda - pokazanego, jako dojrzałego, już nie tak sprawnego mężczyznę, genialnego agenta, który musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości, bo młodzi deptają mu po piętach. Bardzo podoba mi się autoironiczne poczucie humoru twórców. 2,5 godziny minęło niezauważenie. No i wszyscy czepiają się piosenki .. a ona naprawdę świetnie pasowała do klimatu...
a na koniec ... Zapowiada się dobra kontynuacja .... tylko tyle trzeba będzie jeszcze czekać ...

M.

środa, 24 października 2012

Obława

Urodzaj na kino mam ostatnio ... niezwykły :)
Obława - kolejny dowód na to, że moja słabość do kina polskiego nie jest taka irracjonalna i głupia.
Bardzo podobał mi się sposób pokazania historii z różnych perspektyw - z punktu widzenia każdego bohatera. Jak to ktoś już słusznie podsumował - na wojnie nie ma ludzi krystalicznie czystych .. ani do końca złych - i to w tym filmie świetnie widać.

m.

sobota, 20 października 2012

Kulinarne wspomnienia z dzieciństwa.



Znalazłam na blogu TRUFLA - Konkurs. Tematem było ulubione wspomnienie związane z kulinariami. Nie wiem dlaczego, ale ubzdurałam sobie,że chodzi o wspomnienie z dzieciństwa i wpisałam komentarz, który przywiódł mi na myśl naprawdę miłe chwile. By nie zapomnieć co tam naskrobałam... wklejam tu mój komentarz. 
Jakże miło było się przenieść w te dawne czasy za pomocą zapachu i smaku ukrytego w zakamarkach pamięci.



"Moje ulubione kulinarne wspomnienie to zdecydowanie czekolada i kruche ciastka, robione przez moja mamę przed wyjazdem na wakacje. Taki rytuał. Jeździliśmy zawsze w to samo miejsce, pod koniec sierpnia, do lasu, nad jezioro,15 km od domu, autobusem miejskim. :) Pakowaliśmy torbę i żółta walizkę (piękna była) na 2 tygodnie i byliśmy w innym świecie, choć blisko. Symbolem tego, że wakacje tuż tuż były przygotowania. Pieczenie ciastek - z kakaowym lukrem. Takich formowanych przez kształtki nakładane na maszynkę do mięsa. i produkcja czekolady - mlecznej z mleka w proszku. Czasami z dodatkiem bakalii. Mama nie wiem skąd załatwiała kolorowe folie aluminiowe, by zawinąć podłużne paseczki czekolady, które wycinaliśmy z wielkiego blatu, który chłodził się w lodówce pod folią. Takie kolorowe dzienne porcje. Z rzadka mój brat prosi jeszcze mamę by mu tą czekoladę zrobiła, bo smakuje mu najbardziej. Ja zostałam przy ciastkach. Są dla mnie najlepiej na świecie utrwalonym smakiem i klimatem dzieciństwa.

Jest jeszcze jeden obrazek... Dziadek siedzi w fotelu, ma na kolanach tacę z talerzem umytych jabłek, w dłoni mały nożyk. Wokoło siedzimy my - co najmniej troje wnucząt - i czekamy na ćwiartki obranych przez dziadka jabłek. Dziadka nie ma już wiele lat... a ja, gdy obieram synowi jabłko, zawsze mam to wspomnienie przed oczami."


Może, w związku z jesienią, trzeba będzie odkurzyć więcej takich wspomnień .... odkurzyć i odtworzyć.
Może na początek ciastka?? Przepis spoczywa w moim magicznym zeszycie, a kształtki w szafie...
Młody Człowiek byłby zachwycony. :)

M.

SAMSARA

Samsara znaczy nieustanne wędrowanie, cykl przemian wszystkich istot, kołowrót życia.
Kręcone na taśmie przez 5 lat obrazy są perfekcyjne, a w połączeniu z genialną muzyką Lisy Gerard z "Dead can dance" tworzą piękny, hipnotyczny i refleksyjny film - historię idealnie oddającą tytuł oraz piękno i szaleństwo współczesnego świata.

Po prostu trzeba zobaczyć i to koniecznie w kinie!!



M.

piątek, 19 października 2012

Bestie z południowych krain.

Poszłam na ten film, bo wiele się o nim mówiło na NH w tym roku,a nie dostałam się na projekcję - do Nowego Heliosa NH.
Poszłam i do dziś myślałam co napisać.
Film był dla mnie ciekawy.. aczkolwiek niepokojący ...odrażający. Jednak im dalej od niego... tym bardziej zostały mi w głowie jego baśniowe obrazki i smutek jaki zostawił.

M.

niedziela, 14 października 2012

Czym skorupka za młodu ....

Szlag jasny mnie trafia, jak widzę jakie wychowanie, przykład, wzór przekazują niektórzy swoim dzieciom.
Poszliśmy dziś na "Święto Dyni" do Ogrodu Botanicznego. Pomijam fakt, że był to dość ryzykowny ruch - ze względu na porę pojawienia się - ok 15 - czyli, gdy całe miasto tam przyszło. Zupełnie zapomniałam, że trzeba się tam udać rano!!!! Pomijam też źle wydane pieniądze - bilety kosztowały 10 zł od każdego kto wyrósł z przedszkola!! Ciekawego nie było za wiele.. a dyń jak na lekarstwo - za to wszelkiej maści stragany - i owszem na każdym kroku. I ta okrutna muzyka łomocząca wokoło. Wiem, wiem dzieci występują itp... ale czy to musza być dożynki - gdzie każdy prezentuje swoje umiejętności ?? Miałbym inna wizję, no ale widać tylko ja.

Najbardziej jednak utkwią mi w głowie dwa obrazki.
Pierwszy - rezolutny tatuś zrywający liść z drzewa - z zadowoleniem przekazując zdobycz synkowi.
I Drugi  - tatuś kontrolujący oddawanie moczu przez ok 2 letniego synka, dokładnie pod jakimś nieprzypadkowo stojącym w ogrodzie botanicznym drzewkiem. 50 metrów od toalety!!

No ludzie kochani!!!

O ile w pierwszym przypadku powstrzymałam się od komentarza kwitując to jedynie zdegustowanym spojrzeniem i nawiązaniem kontaktu wzrokowego z ojcem.
Tak w drugim już nie wytrzymałam - zareagowałam. Oczywiście zostałam obrzucona dziwnym spojrzeniem - typu - "czego się czepiasz babo". I tatuś stwierdził, że chłopiec by nie zdążył ...
No logika nakazywałaby chociaż nie sikać pod samo drzewo!! No i rodziców w tym głowa by jednak się udało zdażyć.

Kurczę, zwykle to robię ..  i zwykle czuję się jak Idiotka - choć to uczucie powinno raczej towarzyszyć tym do których mówię. dodam, że naprawdę zawsze staram się być bardzo taktowana - jak nie ja!
Ostatnio jakieś dwie Panie, chyba z 3. dzieciaków, w ZOO miały cała siatę obranej marchewki i karmiły niedźwiedzie. Tam jest napisane że nie karmić !!! - a nie nie karmić niczym poza marchewką!!
Tak samo z małpami.
- Daj kawałek jabłuszka małpce.
- ??? - Proszę nie karmić zwierząt - tutaj jest napis.
- Przecież to tylko jabłko - proszę pani!!
- Tak ale przed Panią było tu 20 innych osób które robiły to samo!!!  To jest małe zwierzę,
Zwierzę nie odmówi posiłku - dokładnie jak dziecko - gdy jest dla niego atrakcyjny.  Poza tym tu we Wrocławskim ZOO są karmienia - takie dla ludzi specjalne, można iść, nakarmić z treserem, opiekunem itp - pod kontrolą!! Jest dzieciniec zwierzęcy i tak zwykle leży dla zwierzaków jakieś jedzenie.
Czy to jest taka tajemna wiedza, że dzieciaki powtarzają potem zachowania rodziców? Czy trudno jest pomyśleć, że zachowując się w ten sposób hodujemy wandali i nieświadomych, beztroskich, "wdupiewszystkomających" osobników.

Dlaczego Ci rodzice - którzy wrócą potem z dziećmi do własnych domów, ogrodów, zwierząt - nie siusiają pod drzewa w ogrodzie, nie pozwalają wszystkim karmić swoich psów i kotków ile wlezie, nie ogołacają z liści swoich ogrodowych pięknych okazów?
Wymagają świetnej obsługi, czystych chodników, pięknych parków - a płacąc za bilet niektórzy czują, że im już wszystko wolno !!

Nie pojmuję.

M.



sobota, 13 października 2012

bliskie - szerokie

Właśnie zrozumiałam...
Oglądam Blog Forum - Gdańsk - z wielkim zaciekawianiem.
Pani Anna Luboń opowiada o pisaniu malarskim, obrazowym. Własnie powiedziała jedną rzecz która mnie oświeciła.
Zawsze robiąc zdjęcia - zastanawiałam się dlaczego preferuję bliskie kadry.. bardziej lubię i chyba lepiej czuję i umiem, wykonywać takie foty. Już wiem dlaczego. Podobno w Tv zasadą główna pokazywania postaci, malowania obtrazka mówiącego wiele jest:
"Bliskie kadry - wyrażają emocje
Szerokie - pokazują kontekst"

Lubię widzieć i dokumentować emocje. Po prostu.

M.

środa, 10 października 2012

Paryż Manhattan

Rzadko się to zdarza ... ale zdarza. Jak już idę do kina.. to raczej jestem zadowolona.
No jak widać nie zawsze...
Nie podobał mi się ten film okropnie. Infantylna, naciągana, męcząca i przewidywalna historyjka ... z wstawionym na siłę Woodym Allenem - jako mentorem życiowym głównej bohaterki.
Nie wiem nad czym zachwyty.. zupełnie nie wiem.
Jedyna fajna rzecz - to pojawienie się w filmie samego Mistrza Allena.
Reszta.. kiepsko..

M.

niedziela, 30 września 2012

Jesień ... moja miłość

Kocham jesień... łaskawą w tym roku ... za oknem 20 stopni, słońce i niewiele aut.. więc miło posiedzieć przy gorącej herbacie z jeżynami, zebrać myśli, pobyć u siebie.
i niech tak pozostanie jak najdłużej ...
jeszcze tylko w góry czas ...

i próbuję się nie spieszyc z Dorota Miśkiewicz





M.

piątek, 21 września 2012

Nauka...

Czego uczy mnie choroba? Uczy mnie radości życia, zachwytu chwilą.
Uczy,że każdy dzień przeżyty bez bólu jest wielkim darem.
Zatem cieszę się... niezmiernie. :)

M.

piątek, 14 września 2012

Edyta Bartosiewicz - Renovation

Dostałam wyjątkowy prezent urodzinowy. Bilet na dzisiejszy koncert!  (dziękuję Kochani!!) Właśnie wróciłam. Dziś po 10 latach, właśnie we Wrocławiu - Edyta Bartosiewicz dała pierwszy biletowany koncert ... Były emocje!! Tak rzęsistych oklasków przed rozpoczęciem koncertu nie słyszałam jeszcze nigdy w życiu. Cofnęłam się w czasie... do lat kiedy nie było wielkich problemów, zdrowie dopisywało, a praca, kredyty, frustracje  - nie istniały.Gdy wszystko było prostsze, a jednak nieskończenie trudne. Do czasów gdy miałam mniej niż 20 lat :), a jej piosenki były lekiem na skołatane młodzieńcze serce. Edyta! jedyna w swoim rodzaju, z głosem chropowatym jak tarka, z gitarą i świetnym tekstem... znowu jest. Jak dawniej! W pierwszej piosence - słychać było strach, tremę, ściśnięte gardło.. lecz im dalej, tym lepiej... Tylko te piekielne krzesełka w sali koncertowej Radia Wrocław. Jak tylko nadarzyła się okazja, opuściłam przydzielone miejsce i reszty koncertu wysłuchałam stojąc, bujając się, skacząc do tych znanych i nowych melodii.
Edyto! Brakowało Cię ... wracaj, pisz, śpiewaj, komponuj ... nie ma takiej drugiej.

Blues for you - jej ulubiona


I have to carry on - chyba moja ulubiona


Madame Bijou - nowa


Dziś zasypiam z tymi dźwiękami w głowie.
M.



czwartek, 12 lipca 2012

35


"Wszystko w końcu będzie OK. 
Jeśli nie jest OK, to znaczy, że to jeszcze nie koniec."


ku pamięci na kolejnych co najmniej 35 ...

M.

środa, 11 lipca 2012

2 dni w Nowym Jorku i Hotel Marigold

Po perturbacjach w ciągu dnia jednak dotarliśmy do kina. We wspomnianej kolejności filmy odpowiednio dobrane na humor z łezką w tle.
July Delpy.. taka jak poprzednio... inteligentna.. zabawna.
A Hotel .. historia sztampowa.. ale miła, przyjemna, pełna ciepłego humoru i z happy endem. To dziś było ważne.
Oba ku pamięci z lekkim uśmiechem na twarzy.

M.

wtorek, 10 lipca 2012

Pasta z bobu.

No i dlaczego nie mam pięknych zdjęć bobu?? Dlaczego nie widać jak przygotowuję potrawę?? No niestety przez moje bałaganiarstwo i raptowne działanie. Jednak staram się nie zapomnieć o sfotografowaniu specjału chociażby sekundę przed zjedzeniem, więc będą dziś zdjęcia.. kanapki z pastą a jak? :D
Bób uwielbiam, choć jadam rzadko, bo reszta nie jest specjalnie zainteresowana. Dziś w końcu znalazłam inny niż klasyka (masło, koperek) sposób na zajadanie się bobem - Pastę. Poczytałam tu i tam i wykonałam.



Bób - porcyjkę ugotowałam na parze, wystudziłam, wyłuskałam. Dodałam do niego zeszklona na oliwie z masłem cebulę, oliwę, ząbek czosnku (może lepiej mniej), sól, pieprz, sok z limonki. Potem prażone pestki słonecznika, kolendrę, koper, tymianek i siup na kanapki...
Dla mnie.. uzależniajacy smak. Słodycze na bok.. idzie bób.

M.

niedziela, 8 lipca 2012

Up in the air ... W chmurach

W końcu dziś obejrzałam W chmurach.
Wiem, wiem.. późno. Już się wszyscy zdążyli zachwycić. No ale co z tego - ważne, że jest już w mojej głowie. Świetny film, świetny George. Rzecz o Samotności ... podobno z wyboru.

I właśnie przypomniało mi się moje ubiegłoroczne urodzinowe "w chmurach".
Magiczne, niepowtarzalne, ważne .. i ze zdecydowanie dobrym zakończeniem. Nie samotne.
Szymanów, 07.08.2011r.


M.

Chałka Rosyjska

Bałam się kiedyś ciasta drożdżowego. Bałam się oczywiście je robić. Kojarzyło mi się z wiecznymi porażkami, drożdżówka klepaną w domu 100 razy, żeby była dobra - czyli z ciężką pracą zakończoną marnym efektem. Odkąd trafiłam na bloga Liski White plate a stamtąd na Pracownię wypieków - ten temat jest dla mnie do przejścia, chociaż nie zawsze odnoszę sukces. Robiłam już różnego rodzaju bułki, ale chałka zawsze była dla mnie wyzwaniem, raz ze względu na owo ciasto drożdżowe, dwa wyjątkowy wygląd. W myśl zasadzie, że strachy trzeba oswajać mierząc się z nimi - podjęłam wyzwanie i Chałka Rosyjska zdobyła moje serce prostotą wykonania, no i smakiem. Ba! co lepsze nawet udaje mi się ją dość ładnie zapleść. Zupełnie nie umiem korzystać z przepisu zaplatania.. mylę się już w trzecim ruchu... za to intuicyjnie wychodzi mi to nawet przyzwoicie.


Moja chałka... 







nie mogę się napatrzeć na te zdjęcia... już jestem głodna. A czemu chałka tak późno się pojawiła na blogu ... nie wiem. Pewnie za szybko znikała .
M.

PS: Chleb i zakwasy to dla mnie ciągle tajemnice niezgłębione ;) ale z pewnością kiedyś ....

poniedziałek, 2 lipca 2012

Nalewka z czerwonej porzeczki

Porzeczki chodzą mi po głowie odkąd nastawiłam pierwszą nalewkę. Jeszcze takiej nie robiłam, ani  nie piłam. Liczę, że będzie pyszna i obym się nie zawiodła... może się uda.. może...

ok. 700 gram czerwonych porzeczek umytych, obranych z szypułek
zalewamy 250 ml spirytusu 95% i 250 ml wody - odstawiamy na miesiąc.
Potem zalecano dodać cukier, bądź najlepiej miód. Myślę, ze opcja z miodem bardziej mi się podoba.

Zatem zobaczymy co będzie za miesiąc.
Obiecałam sobie foto każdej z nalewek w produkcji... wkleję w najbliższym czasie.

Dziś dorzuciłam też trzy grosze do TuttiFrutti :)
M.

sobota, 30 czerwca 2012

12 T-mobile Nowe Horyzonty

Już jest program...
Teraz wybrać i czekać ...
Dzięki koncertowym biletom wygranym w Radio RAM -  jeden wieczór już zaplanowany. A co z pozostałymi 9.?

Jutro zasiadam do czytania o filmach
M.

czwartek, 28 czerwca 2012

Nietykalni, Królewna Śnieżka i Łowca

Trafiły się darmowe bilety do kina (wielkie dzięki darczyńcy) no i trzeba je było zużyć szybko. Więc dziś w sumie z marszu - wybieraliśmy między Nietykalnymi, Cosmopolis, Królewną Śnieżką.. i właściwie tylko ze względu na rozkład godzin... najpierw obejrzeliśmy.
Nietykalnych... nie będę powtarzała komplementów na temat tego filmu (choć są zasłużone) -  powiem tylko - to trzeba koniecznie zobaczyć!
Królewna Śnieżka i Łowca - na nowo opowiedziana historia Królewny Śnieżki - ciekawie zmodyfikowana, choć miejscami nudnawa-niestety, albo do złudzenia przypominająca Władcę Pierścieni (bynajmniej mnie). Jednak dla Ravenny (Charlize Theron) warto było sobie wysiedzieć tyłek przez 2,5 godziny. Skradła cały film!! Dla mnie była genialna!

M.

niedziela, 24 czerwca 2012

Nalewki ... cd

Truskawkówka.
minęło z 10 dni... zlałam nalew na truskawkach. Owoce zasypałam cukrem. Było ich z 600 g, na to 300 g cukru i stoi dalej w ciemnym miejscu... - rozmyślam nad dodaniem gałązki mięty do nalewu, ale póki co rozmyślam tylko. Zaglądam do słoika czasami by wstrząsnąć.

Wiśniówka.
Wiśnie - 1 kg - wydrylowane (jedynie kilka zostawiam z pestkami) - zalałam 0,7 l wódki. Postoi z miesiąc zanim zleję nalew. Pewnie wzmocnię jeszcze spirytusem, ale to potem.

No i to na co czekałam długo... zawsze mnie korciła gdy czytałam o niej w książce Marka Łebkowskiego

Ratafia Tutti Frutti - tyle że po mojemu.
Odlałam 200 ml nalewu truskawkowego, zostawiłam ok 100 g truskawek i zasypałam 100 g cukru. Dodałam wydrylowane wiśnie - 150 g i 150 g cukru. Czekam na kolejne owoce .... marzą mi się poziomki. Zastanawiam się też czy nie dodać tu nieco nalewki z pigwy (z ubiegłego roku) ale może poczekam z tym do końca produkcji.

trochę dużo się zrobiło tego alkoholu :) chyba będzie sroga zima

W głowie mam już pomysły na porzeczki, miętę, więcej wiśni i maliny!!
Byłoby smacznie :)
M.
02-07-2012 do Ratafii - powędrowały czerwone porzeczki - 100 g. i 100 ml (50 spirytus95%+50 woda)alkoholu oraz 100 g cukru. Wstrząśnięte, stoją i czekają...

środa, 20 czerwca 2012

Heniek

Trafiłam do kina przypadkiem, film wybrały dziewczyny... i w sumie jedyne co wiedziałam, to to, że idziemy na czarną komedię... I jak?? 
No tak, że własnie dla takich filmów, dla takich zaskoczeń będę chodziła na polskie kino.
Intrygująca historia - podobno na faktach. Z tego Heńka to był niezły agent - choć i reszta niezgorsza.  Humor - przedni! - nie pamiętam kiedy tak chichotałam w kinie. Czarno-biały film, fajne zdjęcia. No nic tylko oglądać!
Gratulacje dla autorów (tajemniczy duet Earl Grey) i aktorów.

Dla mnie Bomba!


M.


A tu świetna recenzja powie za mnie to czego ująć nie umiałam.

niedziela, 17 czerwca 2012

Łowcy Głów

Film na podstawie powieści Jo Nesbo.
Nie czytałam, więc nie wiedziałam czego się spodziewać.. Dość mi wiedzieć, że to sensacyjna fabuła.
Wartki film, z umiejętnie dozowanymi momentami napięcia i zwrotami akcji. Denerwowały, ba śmieszyły mnie jednak przerysowane wątki, cudowne ocalenia ... itp ... Nie wiem co myśleć - chyba muszę przeczytać książkę, wtedy się dowiem, czy lektura jest  ciekawsza... i czy da się ją dobrze opowiedzieć. Na razie.. ciągle mam w pamięci te kilka drażniących scen.

M.

środa, 13 czerwca 2012

Pierwsze nalewki w tym sezonie. Czereśnie i truskawki.

Wiele mam pozaczynanych postów i albo nie było czasu by zgrać zdjęcia.. albo w ogóle nie było czasu. Obiecałam sobie wklejać choć jeden tygodniowo i uzupełnić zaległe :) , oby mi starczyło zapału, bo lubię mojego bloga. Lubię ten mój świat.

Dziś postanowiłam zanotować przepisy na dwie nadzieje zimowe, które własnie nastawiłam w słojach. Jedna to Nalewka czereśniowa, a druga Nalewka truskawkowa.
Obie są wariacjami, na temat przepisów znalezionych w internecie. Czegoś dałam mniej, czegoś więcej ... a co z tego wyjdzie ... zobaczymy za kilka miesięcy.
W ubiegłym roku, w poszukiwaniu przepisu na nalewkę z malin, przeczytałam wiele przepisów i komentarzy na forach internetowych. Zapamiętam jedno, co dało świetny efekt przy mojej malinówce. Owoce zalewa się alkoholem. To podobno ze względu na nasycenie roztworów, czy inne cuda. W każdym razie alkohol świetnie wyciąga kolor i aromat z owoców. Postanowiłam się trzymać tej zasady i w obu przypadkach owoce utonęły w procentach.

Nalewka Czereśniowa
1 kg ciemnych czereśni
0,7 l wódki
0,2 l spirytusu
skórka z połowy cytryny
pól łyżeczki sproszkowanego kardamonu
50 ml soku z cytryny
500 g cukru

Umyte, osuszone, wydrylowane (zostawiłam tylko kilka pestek) czereśnie, poprzekrawane na pół wrzuciłam do słoja zalewając alkoholem i wrzucając skórkę oraz kardamon.  No i tak to ma sobie leżeć.. ok miesiąc.. tylko ja nie mogę tego gwarantować. Potem nalew należy zlać, dodać do niego sok z cytryny, a owoce zasypać cukrem. Zalecano ok 500 g, jednak ja lubię słodkie nalewki i podejrzewam, że dam go więcej. Tak ma leżeć dopóki  cukier się nie rozpuści ok 7-10 dni. Po tym czasie zlewamy sok, mieszamy z nalewem, rozlewamy do butelek i odkładamy na ok 3 miesiące.. (no już to widzę :D).




Nalewka truskawkowa
0,7 l wódki
0,7 kg truskawek
350 g cukru
mała gałązka mięty

Owoce umyte, osuszone i pokrojone w drobne kawałki zalałam alkoholem, dodałam świeża miętę. Taka mieszanka ma stać ok. 7-10 dni. Podejrzewam, że sprawdzę czy owoce oddały już cały kolor, w razie czego dodam jeszcze truskawek. po tym czasie należy zlać nalew, owoce zasypać cukrem. odstawić do rozpuszczenia się cukru. kolejne 7-10 dni. Po tym czasie połączyć nalewy i odstawić nalewkę by się przegryzła. Nie wiem czy czasami nalewka na samej wódce nie będzie zbyt słaba, wiec nie wykluczam wzmocnienia produktu finalnego spirytusem.

Wiele razy zabierałam się też do Ratafii Tutti-frutti (nalewki z różnych owoców sezonowych dosypywanych w kolejności pojawiania się. Może uda mi mię uszczknąć szklaneczkę truskawkowej nalewki, dosypać czereśni i zacząć produkcję.

Póki co czekam na efekty i kolejne owoce. w tym roku nie mam zamiaru przepuścić żadnym ulubionym.

M.

PS. Drugiego dnia dorzuciłam do truskawek 4 zgniecione ziarenka pieprzu :) Ciekawe co z tego wyniknie..


niedziela, 3 czerwca 2012

Tort słoneczko



Tort Słoneczko 
na zakończenie Przedszkola Młodego Człowieka.


Moje - póki co największe dzieło. 
Przedsięwzięcie na 70 osób. Miało być piękne i robić wrażenie.
Z relacji świadków wynika że i było, i robiło, i smakowało :)





M.

czwartek, 17 maja 2012

Nius dnia!!!!!!!!


Zamiast zastanawiać się na czy jakiś klub dostanie kasę dla przeciętnych piłkarzy, czy się biją na meczu czy nie, czy trawa jest wystarczająco zielona, czy zdążymy do Euro?? - lepiej skupić się na ludziach, którzy swoja ciężka pracą, za swoje pieniądze osiągają wyniki. 
Dziś Kuba Tokarz został srebrnym i brązowym medalistą Mistrzostw Świata w Parakajakarstwie w Poznaniu.


I to jest nius dnia!!!!


KUBA!!!! Gratulacje Mistrzu!!!!!!!!!!! Tak trzymać!!!
:D

M.

niedziela, 29 kwietnia 2012

Spadkobiercy

Któregoś wiosennego wieczora, późnego nawet wybralismy się na Spadkobierców.
Nie wiem czemu, ale myślałam, że to będzie film wesoły. Tak sie zaczął - sielankowe obrazy, Hawaje... wymarzone miejsce na wakacje przywodzą skojarzenia z beztroską i lekkością egzystencji. Jednak taki nie był, bo przecież tam jest też zwykłe życie.
Bohater (George Clooney) dowiaduje się o śmierci klinicznej żony, z którą od dawna życie nie układało się najlepiej. Żony, która zdradzała go i planowała odjeść. Mężczyzna w obliczu tragedii zostaje z dwiema córkami, z którymi kontakt miał ... nazwijmy to "luźny", i postanawia to zmienić. Obserwujemy jak bohater radzi sobie z sytuacją... jak dokonuje życiowych wyborów. Czasem jest to zabawne, czasem wzruszające... ot taka historia z hollywoodzkim zakończeniem. Smutna, moralizująca, z piękna sceneria w tle. Jednak ciągle nie potrafię się określić - czy bardziej podobała mi się, czy bardziej drażniła. Pozostanę z tą rozterką i może kiedyś jeszcze obejrzę ten film...
George w każdym razie mi się tam podobał - aktorsko (jeśli jestem się w ogóle w stanie wypowiedzieć na ten temat).

M.

PS. Tak ten film był smutny ... jakoś dojmująco i chyba to nie pozwala mi się określić co do niego.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

JIMEK

Piękny, młody i co najważniejsze jak sądzę piekielnie utalentowany! Widywałam go już kiedyś, jako dziecko znanych rodziców. Nie oglądam "Rancza", więc muzyka, którą tworzy nie dotarła do mnie wcześniej. Przy okazji ostatniego zamieszania medialnego znalazłam kawałek, który śpiewa z Małgorzatą Kożuchowską "Zaplątani"- głos ma hipnotyczny. W TVN ostatnio przearanżował i zaśpiewał "Jesteś szalona" - czyniąc  z tego hitu nową jakość. Niesamowicie skromny i pokorny, jak sądzę człowiek - muzyk, kompozytor, producent: Radzimir Dębski - JIMEK.
Uśmiechnęło się do niego szczęście, albo otrzymał zasłużoną nagrodę, nie ważne, ważne, że został doceniony. Spośród 3000 osób wybrano jego remix utworu Beyonce na jej płytę. Ja jestem pod wielkim wrażeniem...olbrzymim. Sukcesów i radości z realizacji pasji. Szczerze podziwiam! Czekam na płytę o której mówił !!!! Póki co oszalałam - stworzył zupełnie inna piosenkę.



M.

sobota, 21 kwietnia 2012

sos pomidorowy i serowy

Mam dwa ulubione patenty na sosy do makaronu - sos pomidorowy i serowy.
Przepis na Sos pomidorowy zobaczyłam kiedyś w telewizji i prezentowała go osoba niespecjalnie kojarząca się z kulinariami - Paulina Młynarska. Niniejszym dziękuję Pani Paulino.

Podgrzewany oliwę z ząbkiem czosnku, gdy zaczyna się rumienić wyjmujemy go i wlewamy na gorący tłuszcz puszkę pomidorów z puszki, bądź pomidory pokrojone w małe cząstki. Dodajemy sól, pieprz, cukier do smaku. Ewentualnie posiekaną ostrą papryczkę.Podgrzewamy mieszając ciągle i czekamy aż sos się zredukuje. Miksujemy sos i na koniec dodajemy świeżo wyciśnięty ząbek czosnku i pietruszkę. Sos nadaje się do makaronu, kanapek lub jako dip do warzyw czy chipsów. No i zapomniałabym, to mój ulubiony sos do pizzy!!! Uwielbiam go i Młody Człowiek też.

Drugi sos  to sos serowy: do podgrzanej śmietanki dodajemy ser pleśniowy "blue" - lubię lazur błękitny, rokpol, albo dor-blue. Mieszając na niewielkim ogniu czekam aż ser się rozpuści. Doprawiam go najchętniej pieprzem i delikatnie solą i gotowe. Zielenina w postaci pietruszki bardzo wskazana. Najlepiej smakuje z makaronem i prażonymi orzechami, bądź z brokułami. Również jest świetnym dipem do warzyw.

Proste, przepyszne i szybkie. Tak lubię najbardziej.

M.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

moja ulubiona pora roku


Zainspirowana tortem i bukietem z okazji ślubu M&Z pomyślałam dziś, że zmienię tło bloga.
Czy zmieniłam zdanie co do ulubionej pory roku? Chyba nie.
Zmieniłam się i może widzę też inne barwy życia - nie tylko ciepłe, nasycone, jesienne, ale i zimne, blade. W końcu one wszystkie kolorują nam świat. Nie potrzebuję już tylko spokoju i ciepła jakimi napawa mnie jesień. 
Zatem.. zmieniam tło na aktualne, wiosenne, kolorowe - prosto z mojego bukietu.
Niech będzie kolorowo, wiosennie, gdy za oknem deszcz.
M.

PS: A jesień kocham i tak....

niedziela, 15 kwietnia 2012

Torty, torty ...

To ostatnio moje największe kulinarne sukcesy.
Ciągle nowe kolory, nowe kształty, piętrowe wyzwania... Doskonalenie produkcji masy cukrowej, masa pomysłów w głowie ...


A oto efekty:
Tort urodzinowy dla Fana Realu Madryt. Podobno zakazał krojenia - goście musieli negocjować ;)




Tort Ślubny M&Z


 Bałam się, że coś pójdzie nie tak i faktycznie były problemy z kolorem, masa cukrową, z przewiezieniem cudeńka o czasie - ale udało się, efekt - jak dla mnie był zadowalający. 
Ciasto było fioletowe, niestety barwa nie była zauważalna w ciemnawym oświetleniu, a szkoda...




Najbardziej z tortu ślubnego podekscytowała mnie wizyta na giełdzie kwiatowej. No i rzeczywiście dostałam obłędu, gdy zobaczyłam te wszystkie piękne kolorowe kwiaty i dodatki. Mogłabym tam spokojnie zbankrutować, gdybym oczywiście nie zabrała ze sobą odrobiny zdrowego rozsądku. Efektem wizyty jest udekorowany tort, piękny bukiet dla Państwa Młodych, i kilka mniejszych w domu :) Przynajmniej coś poza zdjęciami zostało mi na chwilę dłużej.
A co do tortów - kolejne okazje nadchodzą.. 
Zobaczymy co za wyzwania przyniosą .

M.

no i Wyśpiewała !

Przeczytałam, a jakże, z wielką przyjemnością.
Bardzo ciekawy pomysł na podanie wspomnień. Notki krótkie ułożone tematycznie .. a tematem są piosenki. Piosenki z repertuaru przeróżnych artystów, reprezentujących różne gatunki, sądzę, ze ulubione utwory wokalistki, albo mające kluczowe znaczenie dla danych wydarzeń. Zapewne wrócę do tej książki, bo Urszula Dudziak opisała swoje arcyciekawe i pełne nut życie z wielkim humorem i wyczuwalnym dystansem do spraw minionych, do męża, do siebie, do własnych słabości. Z jednym wyjątkiem i widać to nawet po formie .. wyjątkiem jest temat Jerzego Kosińskiego. To musiała być wielka miłość - czekam więc na jej wspomnienia z tego szczególnego etapu życia. Póki co chyba wrócę do lektury ze wsparciem muzycznym (bo nie wszystkie utwory znałam i umiałam w głowie odtworzyć). Zapewne zmieni się moje postrzeganie poruszanych w niej sytuacji i spraw. Jeszcze raz chętnie przeczytam jak z tego rudego, przestraszonego dziewczęcia wyrastała świadoma siebie i swojego talentu, szczęśliwa i spełniona kobieta.

M.

sobota, 10 marca 2012

Wyśpiewam wam wszystko.

Właściwie nie wiem kiedy to się zaczęło, ale wiem, że uwielbiam Urszulę Dudziak. Jest dla mnie wcieleniem energii radości i spełnienia marzeń, pomimo niewiary w siebie i przeciwności losu. Kobieta sukcesu pełną gębą i to szczęśliwa. Wiele lat temu przeczytałam Kroki i Malowanego ptaka. Te wstrząsające lektury pozostały na długo w mojej głowie. Pozostały też słowa wyczytane i zasłyszane na temat autora Jerzego Kosińskiego, człowieka o tajemniczej i niejednoznacznej biografii.
Jakieś było moje zdziwienie, gdy kilka lat temu gdzieś w telewizji usłyszałam o tym, że tych dwoje ludzi łączyła swego czasu wielka miłość. Urszula Dudziak nie chciała rozmawiać z dziennikarzami o śmierci Jerzego i ich wspólnym życiu, ale obiecywała, że kiedyś opowie więcej- w książce, którą planowała napisać. Od momentu gdy usłyszałam tę deklarację czekałam by móc to przeczytać, no i jest.
Urszula Dudziak "Wyśpiewam wam wszystko". Jest też obietnica powstania książki traktującej jedynie o ich 4. letnim związku -również czekam. Póki co zamówiłam egzemplarz jej autobiografii. Jak przeczytam... zapewne zanotuję tu wrażenia.

M.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Sponsoring.

Niespodziewanie wylądowaliśmy w niedzielny wieczór w kinie. Szybka decyzja i z kilku ciekawych pozycji wybieram: Sponsoring. O dziwo wolne miejsca w ostatnim rzędzie. Herbata, kawa, siadamy w fotelach, wiercimy się zdejmując kurtki, póki jeszcze lecą reklamy, nagle słyszę: Czy to nie Twoja koleżanka? Owszem, dwa miejsca obok, z grupą roześmianych dziewczyn siedzi E. :) Jak to miło spotkać kogoś znajomego, zupełnie niespodziewanie. Chociaż, właściwie - znając jej pasję kinową i chyba słabość? do DCF, nie powinnam być zaskoczona. Tym bardziej że gust filmowy, no bynajmniej co do wyboru repertuaru, mamy podobny :) No bardzo to było sympatyczne.
Tyle okoliczności, a film? Bardzo fajny.
Z filmów Szumowskiej widziałam jedynie Ono i wspominam je raczej traumatycznie, nie do końca pamiętam dlaczego - poza tym, że byłam w ciąży oglądając go w kinie i chyba nie do końca weszłam ze swoja euforią w klimat. 33 sceny z życia czekają na mnie nagrane już od bardzo dawna, jakoś nie mam chwili, by go uważnie zobaczyć, bo zdaje mi się, że to film bardzo wymagający i ciężki, chyba ze względu na temat. Zatem po sponsoringu spodziewałam się podobnego wydźwięku, a tu miłe zaskoczenie.
Temat kontrowersyjny, podany z dziennikarskim obiektywizmem i bez oceniania.  Z odpowiednia dozą inteligentnego humoru, który mnie zaskoczył. Widzimy główną bohaterkę próbującą zrozumieć te młode dziewczyny, miotającą się we własnych przemyśleniach. W filmie  nie zabrakło "śmiałych" scen erotycznych (choc do soft porno -jak to określono chyba we Francji - to mu daleko). Świetna rola Juliette Binoche - uwielbianej przeze mnie od czasów podwójnego życia Weroniki i roli w Niebieskim. Przez moment widzimy Krystynę Jandę w roli matki jednej z dziewczyn - w hmm.. co najmniej zaskakującej stylizacji - ciekawy epizod. Drażniła mnie natomiast Joanna Kulig(Alicja) - mam z nią jakiś niezidentyfikowany jeszcze problem. Druga z dziewcząt biorących udział w wywiadzie (Charlotte) zdecydowanie bardziej do mnie przemawiała. No wyszło, ze poruszyły mnie jedynie kobiety i słusznie, bo to o ich emocjach był film. Sponsoring to jeden z ciekawych obrazów, jakie widziałam ostatnio. Naprawdę polecam.

M.
PS: No i to niesamowite mieszkanie .... przepięknie urządzone, przemyślane, dobrane kolorystycznie. Bajka, ech bajka.
aaa i nie wkleję plakatu, bo mi się nie podoba i już!

sobota, 25 lutego 2012

Milk Shake.

Tyle mam niedokończonych postów. Zdjęcia są, brak czasu by je opisać. A chciałabym bardzo zachować pomysły, smaki i przepisy, które ostatnio wypróbowaliśmy i miejsca w których byliśmy, bo warto. Wiosna pachnie za oknem, wieje okrutnie, ciepło nadchodzi, to może się niedługo (jak co roku) zbiorę by zrobić porządki, wiec jest nadzieja.

Młody Człowiek kocha wszystko co waniliowe, czekoladowe i zimne. Lody wybiera zwykle w takich smakach, ewentualnie ich miks: straciatella. Lenimy się dziś we dwójkę od rana. Zjedliśmy późne śniadanie, a teraz czas na małą przekąskę - dziś faza na wanilię., chociaż brownie jest w planie na później.

Waniliowy Milk Shake - Młodego Człowieka
duża gałka lodów waniliowych
pół łyżeczki cukru z wanilią
zimne mleko - ilośc przykrywająca gałkę lodów w mikserze
miksujemy i gotowe!!!
Mój milk shake był bardziej treściwy, bo dodałam pół banana.

Teraz na pewno dotrwamy do obiadu. :)

M.


czwartek, 23 lutego 2012

Artysta

Niewiarygodne. Poczułam się jak za dawnych czasów, gdy w niedzielne przedpołudnie w telewizji leciało "W starym kinie". Bardzo lubiłam te seanse.
Miałam lekkie obawy, czy aby się nie znudzę na seansie. Oceniłam jednak, że jeśli nie w kinie, to gdzie ten film będzie się lepiej oglądało? I to była racja. Artysta to film przesympatyczny, radosny, wzruszający. Zupełnie inny od wszystkiego co dotąd widziałam. Stary pomysł, świeże wykonanie. Pięknie, przezabawnie, pysznie! Jeden z milej spędzonych w kinie wieczorów ostatniego czasu.
Nieme kino górą. Optymistycznie i z uśmiechem.
M.

niedziela, 12 lutego 2012

Ciasto marchewkowe

Zaciekawiło mnie na facebookowej stronie "Moich wypieków" to ciasto marchewkowe, bo miało być najlepsze.
Hmm - pomyślałam... wygląda nieźle. Muffiny marchewkowe, co prawda nie weszły do stałego repertuaru, jednak chciałabym zmienić ten fakt. Składniki.. oprócz marchewki, ananasy i orzechy - brzmi obiecująco, jakiś tajemniczy "frosting" do przełożenia... no muszę sprawdzić cóż to za cudo.
No i sprawdziłam. Upiekłam ciasto - choć niemałego kłopotu narobiło mi przeliczanie na szklanki, gdyż szklanki o standardowej pojemności nie posiadam,a  miarka niestety się stłukła. Niemniej - wyszło! Miarkę kupię potem. Ciasto stygło, a ja udałam się na przemiłe spotkanie. Wieczór, -12 stopni na dworze, a my w poszukiwaniu ciepłego miejsca, w którym mogłybyśmy pogadać - trafiłyśmy do SPEAKAESY. Miło, przytulnie, sympatycznie. Podobno pyszne ciasto, moja ulubiona herbata, co prawda słaby grzaniec - ale to lokal nawiązujący do czasów prohibicji ... wiec jakoś to można wytłumaczyć. Wrócę tam... chociażby by sprawdzić jak smakują kanapki z łososiem, albo wypić kawę i poczytać zdjęty z półki kryminał. No i puszczali Basię! Gdzie jeszcze puszczają Basię. :)
Po powrocie w okolicach 1, postanowiłam dokończyć dzieła z ostudzonym ciastem (podobno nie jestem całkiem normalna). Zabrałam się za "frosting", który wyszedł o niebo za słodki... następnym razem skoryguję ilość cukru pudru (niepełna szklanka pewnie też wystarczy).
Tak - następnym razem! Bo na pewno będzie następny raz! Naprawdę jest najlepsze!





M.

sobota, 11 lutego 2012

RÓŻA

Piękny prosty obraz, oszczędna muzyka. Brudne, zbolałe, pomarszczone bólem twarze opowiadają straszną, tragiczną historię. Historię pokazującą ludzkie okrucieństwo w sposób wręcz odczuwalny na własnym ciele, pochłaniającą całkowicie uwagę i zmysły. Historię pięknej, opiekuńczej, tkliwej, uważnej, ofiarnej i delikatnej miłość.
To trzeba zobaczyć.

M.

niedziela, 29 stycznia 2012

The Muppets.


Z okazji Urodzin, Młody Człowiek zażyczył sobie wizytę w kinie by obejrzeć Muppety, więc wczesnym rankiem udaliśmy się na seans. Tym razem Multikino,  bo tylko tam film grano i jak się okazało, bilety rodzinne w weekend, są w całkiem przyzwoitej cenie. Miło, sympatycznie, pusto!
Nie jest to film najwyższych lotów, i nie taki ma być. To lekko naciągana, lecz zabawna historia o walce Muppetów o utrzymanie swojego dawnego Studia Nagrań. Historia śpiewana dodam.
Młody Człowiek był zachwycony, dorośli również zaśmiewali się z niektórych żartów. Brakowało całego, prawdziwego spektaklu Muppetów, jakie pamiętamy. Koniecznie trzeba do tego wrócić.
Zupełnie zapomniałam, że uwielbiam Gonzo!! za jego niezmordowaną energię i dryg do latania. :D
Po seansie, aby pozostać w temacie urodzinowych, wstąpiliśmy na kawę, koktajl waniliowy i przepyszne ciasto do Lulu Cafe. To miejsce też uwielbiam. Rzadko w centrum handlowym udaje się stworzyć tak przytulne miejsce. A poza tym mają najlepszy orzechowo-bezowy tort na świecie!

M.

PS: Przeraziła mnie jedna tylko rzecz.. Gdy zapytałam, który film, z tych jakie pokazywano w skrótach przed pokazem, podobał się Młodemu Człowiekowi najbardziej .. odpowiedział bez wahania.. ten z biedronką!! (czyli nie mniej nie więcej.. reklama Biedronki) UPS!!!

sobota, 28 stycznia 2012

Tęczowy Tort Urodzinowy.

Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Był piękny, barwny, wręcz nierealny. Zaskakujący i radosny. Idealny Tort na Urodziny.
Znalazłam go rok temu po urodzinach Młodego Człowieka na Blogu Dorotus - Moje wypieki. Gdy Młodzian zobaczył go, zażądał kategorycznie, by właśnie taki tort dostać na kolejne urodziny. Na szczęście o tym zapomniał i mogłam ujrzeć jego pełne zaskoczenia oczy, co lepsze.. zjadł z apetytem cały kawałek. Trochę było perypetii z barwnikami i mieszaniem kolorów, ale efekt piorunujący, no i zabawa przednia. Szczerze mówiąc, byłam przekonana że zdjęcie na stronie Dorotus jest trochę podkręcone, żeby ładniej wyglądało, jednak intensywne barwy żelowych barwników mnie zaskoczyły. Tort wyszedł idealnie. Goście chwalili, zniknął w mgnieniu oka. W piątek czeka mnie kolejny wypiek. Tym razem postanowiłam wyprodukować lukier plastyczny, bo dziś niestety byłam zmuszona go kupić. Takie kolejne małe wyzwanie. Przepis na tort znajdziecie  T U.

A oto i dzisiejszy bohater, oczywiście poza Jubilatem.




M.

czwartek, 26 stycznia 2012

niech ..



Niech ten dzień już dobiegnie końca. Właśnie dowiedziałam się, że zniszczono kawałek moich wspomnień, tych namacalnych, które chciałam kiedyś pokazać synowi. Historia skończona, wspomnienia pozostają, historia życia się toczy i dobrze ją znać ... Teraz trzeba będzie się nieźle natrudzić, by ją odtworzyć, może się uda, choć na pewno nie w całości. Mam niestety poczucie, że ktoś znowu zakpił sobie z moich uczuć. Po co.. nie wiem... Niszcząc pamiątki nie da sie zamknąć rozdziału. Najważniejsze jest w głowie. Trudno, przykro... ale ... już nie ważne... zapomnę.


Dziś chyba zbyt emocjonalnie reaguję, zbyt przejmuję sie nieswoimi sprawami. Praca się chyba daje we znaki, napięcie, walka o swój teren. Życie słowem.

I właśnie dowiedziałam się, że zgasło nienarodzone. Znowu. To zawsze smutne.


Cóż.. pójdziemy sie napić ... na smutki. Może pomoże.
M.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

VooVoo i Ladies String Quartet

Nie wiem o co chodzi, ale ku zdziwieniu moich znajomych co jakiś czas udaje mi się wygrać coś ciekawego. Nie upatruję w tym jakiegoś wybitnego farta, jednak statystycznie chyba coś w tym jest niepospolitego. Chciałabym od razu wyjaśnić, że nie jestem łowcą wszelkich okazji. Po prostu trzymam rękę na pulsie jeśli chodzi o lokalne wydarzenia, lubię wiedzieć co ciekawego się dzieje, słucham lokalnego radia, a gdy nadarza się okazja wybrania się dzięki któremuś z tych mediów na interesujące mnie wydarzenie, na które niestety zabrakło mi funduszy - chętnie biorę udział w prostych konkursach,bo warto próbować. Tylko tyle i aż tyle jak widać. Zaraz mi się przypomina dowcip: Panie Boże chciałbym wygrać w lotto, ale ciągle nie udaje mi się, na to Pan Bóg - to wyślij los. Właśnie trochę tak jest ze mną.

W sobotę, na fb stronie Ethno Jazz Festival - wygrałam bilety na VooVoo, które bardzo lubię. Od razu pożałowałam, że nie mam obok Iv. Lata temu słuchałyśmy tej muzyki, właściwie dzięki niej znam VooVoo. Piękne czasy!
Do dziś mam w głowie w trudnych chwilach hymn optymistyczny. "Myślę sobie, że  ta zima kiedyś musi minąć ..."
Nie było jej, więc pewnie czeka na relację! Oto i ona.
Koncert odbywał się w Synagodze pod Białym Bocianem - więc to podwójna przyjemność. Nie byłam tam jeszcze, pomimo kilku podejść, a słyszałam wiele dobrego i była to prawda. Miejsce piękne. Cała ulica Włodkowica ożyła ostatnio. Namnożyło się restauracji, pubów, jest piękny hotel, biurowiec. Dawno się tamtędy nie przechadzałam. Owszem byłam latem, ale jedynie w Casablance od strony rzeki, a tu tyle zmian. Dziś w mżawce kostka połyskiwała, neony się skrzyły, było magicznie.
Ale do rzeczy, bo znowu odbiegam. Muzycy weszli na scenę punktualnie, co rzadko się zdarza. Weszli i zostali na niej przez kolejne 2 godziny. Popijając czerwone wino, żartując, uśmiechając się do siebie i świetnie bawiąc dali popis niezwykłego kunsztu muzycznego, dystansu do siebie i poczucia humoru. Od pierwszych chwil publiczność reagowała genialnie, co skwapliwie wykorzystywał Mateusz Pospieszalski prowokując do wspólnego śpiewania. Artyści pokazali, jak doskonali muzycy świetnie czują to co robią, jak się szanują i rewelacyjnie bawią pracując ze sobą. Zazdroszczę takiego porozumienia, zawsze gdy dane mi jest je obserwować. Dla mnie miarą dobrego koncertu są dwie rzeczy, to czy "gębula" sama mi się śmieje w trakcie, a nóżka podryguje wyrywając się do tańca i to jak długo potem wydarzenie zostaje we mnie. Tutaj śmiałam się szczerze z żartów (W.Waglewski non stop przedstawiał zespół - ze szczególną atencją wskazując na piękny kwartet smyczkowy), jak i sytuacji generowanych przez wesołych panów na scenie oraz uśmiechałam do muzyki i wspomnień. Nóżka tupała, a jakże, przy takiej ilości umiejętnie mieszanych genialnych dźwięków  - nie da rady inaczej. Melodie nucę do teraz, bo wykopałam je gdzieś z głębokiej szuflady pamięci, są we mnie więc jak wylazły to jeszcze długo nie dadzą się spowrotem zamknąć.
Było pysznie! Tak, pysznie - właśnie takie słowo przyszło mi do głowy po wyjściu z Synagogi, bo była to prawdziwa uczta muzyczna. Brawo! Dawno nie widziałam takich owacji na stojąco.
I udało się zrobić kilka fotek.






M.


PS: A wczoraj ... też byłam na koncercie. Trochę metal trochę rock, trochę grunge. Zespół MŁYN i goście. Tam najważniejsza była pasja, bo muzycy na co dzień robią zupełnie co innego. Ale o tym przy okazji, może kiedyś wyskrobię jakiś post o ludziach, którzy mają odwagę realizować swoje marzenia.

czwartek, 19 stycznia 2012

We Need to Talk About Kevin

Dostałam małą nagrodę za to, ze byłam dziś "Dzielną pacjentką". Jaką? Kino - a jakże!
źródło: filmweb.pl
Rzeź dopiero jutro.. inne ciekawe pozycje obejrzane, więc padło na "Musimy porozmawiać o Kevinie" w DCF. Uwielbiam to kino i uwielbiam niewielką salę Polonia - prawie jak w domowym zaciszu, a jednak nie można wyjść do kuchni, ani w międzyczasie rozwiesić prania. Ten klimat lubię, i lubię też gdy ludzie przychodzą na film. Te 15 osób które było na seansie zapewne przyszło zobaczyć tę wstrząsajacą historię, a nie posiedzieć w towarzystwie.
Do rzeczy jednak.. film.
Poruszający, ciekawy, momentami trudny (no może męczący) przez ciągłe retrospekcje. Wiele w filmie jest symboliki i skojarzeń, które przenoszą widza z teraźniejszości do przeszłości. Historia to obraz trudnej relacji matki i syna, który ma przerażający finał. Główny bohater irytująco-przerażający, perfidny, ale też zagubiony. Genialna i hipnotyczna była tu Tilda Swinton - jako matka, kobieta napiętnowana, próbująca udźwignąć swój dramat, zrozumieć syna.  Świetnie zbudowano napięcie, a surowość zdjęć dodała smaku i zagadkowosci filmowi. Tu wiele dzieje się poza kadrem. Dawno żaden film tak nie zagrał na moich emocjach. Zupełnie się tego nie spodziewałam.
Kino mocne i poruszające.


M.

PS: Do listy 2012 dokładam:
Zupełnie inny weekend, no i może jednak Histeria...


niedziela, 15 stycznia 2012

Dziewczyna z tatuażem.

źródło: filmweb.pl
Taaak! Tak, tak, tak!
Dla mnie to świetna ekranizacja. Pomimo tego, że książkę czytałam, znałam zakończenie i zwroty akcji, więc obyło się bez zaskoczeń, które fajnie podkręcają atmosferę. Pomimo wielkich nadziei, jakie pokładałam w tym filmie - co stwarza niebezpieczeństwo rozczarowania. Pomimo sugestii, że postać Lisbeth jest zbyt delikatna, wiec wpatrywałam się z nią nadmiernie. Podobało mi się pomimo wszystko!
Craig nie był Bondem, a Mikaelem - przystojnym, ale nie na tyle by być niewiarygodnym gogusiem, tak w sam raz, był dla mnie przekonujący i wzbudzał sympatię, Skarsgard przerażał swoim psychopatycznym spojrzeniem- chłodny i opanowany, Christopher Plummer - idealny Henrik Vanger, Rooney Mara - była owszem delikatna, ale według mnie lepiej pokazywało to jej alienację, poza tym kiedy trzeba- znajdowała w sobie energię. Miło się zdziwiłam widząc Robin Wright - bo jakoś mi umknęła w informacjach o obsadzie - piękna dojrzała kobieta. Podobało mi się tempo, kadry, kolor, mroczny klimat, muzyka(no może poza Enyą jako podkład muzyczny do planowanego mordu... cóż to za pomysł? - no chyba, że miał to być żart). Wierność historii z oryginału opłaciła się, 2 godziny 38 minut minęły jak z bicza strzelił ... i chciałam tam siedzieć dłużej. Historia jest na tyle genialna, że broni się sama - trudnością było pewnie odpowiednie skrócenie jej i faktycznie niektóre wątki są jedynie liźnięte, aczkolwiek są.. wiec wybaczam. Pamiętam, że w szwedzkiej wersji właśnie pominięcie niektórych, według mnie istotnych wątków, bardzo mnie denerwowało.
Świetnie spędzone przedpołudnie. Chcę jeszcze i liczę, że jest szansa na kolejne części.

M.

A muzycznie:
Orinoco Flow .. Enya

zaledwie fragment... a już zawsze będzie się kojarzyć - dokładnie jak sugerowała Iv.

sobota, 14 stycznia 2012

W ciemności.

W ciemności. Agnieszki Holland ze znakomitą rolą Roberta Wieckiewicza.


źródło: wp.pl

Film o Polaku ze Lwowa, który w kanałach ukrywa grupkę żydów, uciekinierów z getta. Wieckiewicz świetnie pokazuje dylematy i przemianę bohatera, świetnie, bo wiarygodnie. Wiele bardzo poruszajacych i emocjonujących scen - realistycznych, dramatycznych, prawdziwych, brutalnych. Wczoraj nie umiałam powiedzieć czy podobał mi się, czy nie. Dziś myślę, że film zostaje w głowie bardzo mocno, choć mnie nie zaszokował i nie sponiewierał, jak ostrzegali niektórzy. Może mam mniejszą wrażliwość, jednak takie kino lubię. Takie które każe mi się zastanawiać nad tym co zobaczyłam jeszcze długo po wyjściu z sali kinowej. Brawo!
Obraz jest typowany na polskiego kandydata do Oskara. Zapewne szanse na nominacje ma wielkie, a nagroda - zobaczymy. Na pewno pokazuje dramatyczne wydarzenia II wojny światowej w sposób taki, że nie można mieć wątpliwości, iż takie rzeczy nigdy już nie powinny się zdarzyć, tym bardziej, że historia ta jest prawdziwa.

M.

PS. Mam po seansie silne postanowienie, by jednak oglądać filmy w mniej uczęszczanych godzinach, choć w DCF zwykle publiczność jest na poziomie, na tym filmie denerwowały mnie chichoty nastolatków. Taki wiek. :) ech, jakby tak kiedyś mieć własną sale kinową... marzenia.
A poza tym, obiecuje sobie nie czytywać już więcej recenzji, które zawierają zbyt wiele informacji o treści filmu. Chyba przez to, ze znałam cała prawie fabułę, nie dałam się zaskoczyć, czekałam na pewne sceny i może dlatego też nie byłam tak zszokowana, bo miałam czas się przygotować.

czwartek, 12 stycznia 2012

2012 W KINIE.

Postanowiłam sobie, że zapiszę  na co czekam w kinie w tym kwartale i postaram się kontynuować tą tradycję przez kolejne. Może łatwiej będzie mi śledzić nowości i organizować jakoś czas, by oglądać w kinie te filmy, na których najbardziej mi zależy.

Zobaczyć w KINIE w I kwartale 2012:

W ciemności - A. Holland. Prawdopodobny polski kandydat do Oskara. R. Więckiewicz - podano genialny. Film mocno grający na uczuciach.

Dziewczyna z tatuażem. Czekam niecierpliwie. Daniel Craig - dla mnie najlepszy Bond w historii. David Fincher  twórca Szóstego zmysłu, który bardzo mi zapadł w pamięć. Wciągająca opowieść, podobno wierna książce. Mam wiele nadziei związanych z tym filmem i liczę, że się nie zawiodę. Znam treść, czekam na powtórkę emocji, które towarzyszyły mi przy czytaniu książki.

Róża z Marcinem Dorocińskim i Agatą Kuleszą. Znowu temat wojenny, ale mam nadzieję, że mnie nie przytłoczy.


Muppety, a jakże! Uwielbiałam i choć wiem, ze długometrażowy film, to co innego niż klasyczne odcinki... sprawdzę - takie małe ryzyko. Jeśli nie ja to bynajmniej Młody Człowiek będzie miał radochę.

Żelazna dama. Meryl Streep!

Rzeź. Roman Polański, komedia i dwie świetne aktorki. Baardzo ciekawe!

Sztos 2. Tak dla rozrywki, ale koniecznie po przypomnieniu sobie Sztosu.


Lęk wysokości.O ile mnie pamięć nie myli, był na ENH, ale jak wszystko w ubiegłym roku, umknął mi, a niedługo wejdzie do kin.

Code blue. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, ze ten film jest przerażający, ale jednak mnie do niego ciagnie. Zobaczę czy się na niego zdobędę.


Musimy porozmawiac o Kevinie. Właśnie wchodzi do kin. Tilda Swinton. Demoniczny nastolatek manipulujący otoczeniem. Ciekawie.

Idy Marcowe. Najprzystojniejszy aktor Hollywood jako reżyser - koniecznie muzę sprawdzić. 

Moja łódź podwodna. Jak piszą przyjemna dawka, brytyjskiego humoru, dużo ciepła, lata 80-90te i ciekawe dialogi.



Shantaram z Johnnym Deepem. O książce słyszałam zawsze tylko, jako o najlepszej powieści podróżniczo-przygodowej, którą czytała recenzująca ją osoba. Nie wiem w jakiej kolejności chciałabym zglebić temat: książka - film, film - książka. Mam jeszcze trochę czasu na decyzję, choć w obliczu niewiadomej daty premiery ... chyba książka wygra.
Póki co to tyle. Musze poczytać więcej na temat ciekawych propozycji i postaram się sukcesywnie dopisywać pozycje warte uwagi.


Postanowiłam też w miarę możliwości nadrobić, choć już pewnie nie na sali kinowej.

Do nadrobienia:

Debiutanci. Ewan McGregor - uwielbiam go.


Listy do M - jako lekki, podobno przyjemny i wzruszający film, z ciekawymi historiami.

Różyczka. Magda Boczarska i Andrzej Seweryn. Bardzo chciałam iść na ten film, gdy wszedł do kin... nie udało się i czuję niedosyt.

Wymyk - Robert Więckiewicz mnie ciekawi, i historia też.

Ta lista też będzie dynamiczna, a jakże! Wszak mam pokaźne zaległości. Ubiegły rok, nie był dla mnie rokiem filmowym. :)

M.

niedziela, 8 stycznia 2012

Lekcja.

Czasami, pomimo zrozumienia i akceptacji niektóre słowa drążą tak dawne rany odnajdując niezabliźnione fragmenty, że chciałoby się z bólu wykrzyczeć - To nie moja wina ... ale nie wolno...
Rozpadasz się w środku ... by stworzyć bezpieczny świat... jak najbliższy prawdy.
Największa lekcja pokory i cierpliwości na świecie.
I niestety zwykle nie wiadomo przez długi czas, jak odrobiło się zadanie domowe... a poprawić się go raczej nie da w następnym terminie.

M.

PS. Może to mi da życiowego kopniaka, bo jak nie to, to co?

piątek, 6 stycznia 2012

Ciasto bananowe.

Jak zwykle u mnie gdzieś na dnie szuflady w lodówce, zimują banany, które kupuję, z nadzieją, ze zje je Młody Człowiek, do czego zwykle nie dochodzi ... więc po osiągnięciu stanu skrajnie dojrzałego - (czarna skórka, jasny miąższ) lądują w cieście. Ciasto proste, robi się je widelcem, można dorzucić dowolne składniki, a nie zdarzyło mi się, żeby nie wyszło.
Przepis pierwotny:
4 bardzo dojrzałe banany (wtedy są najbardziej słodkie)- rozgnieść widelcem
50 g masła - roztopić i wystudzić
250 g mąki pszennej
220 g cukru
1 łyżeczka sody czyszczonej
1 jajko
wymieszać składniki widelcem, wylać do podłużnej blaszki i piec w temperaturze 160 stopni przez 50 minut. Warto sprawdzić patyczkiem. Ciasto pięknie pęka na górze i ma rumianą skórkę.
Dziś dodałam łyżkę śmietany, żeby uzyskać odpowiednią gęstość masy, gdyż miałam jedynie 3 banany.(Miałam też myśl by do masy zetrzeć marchewkę - ale to może następnym razem - śmietana do mnie bardziej przemówiła ;) ). Dorzuciłam do ciasta duże rodzynki, suszoną żurawinę i cukier z wanilią. Wierzch posypałam migdałami w słupkach. Często dodaję pokrojoną gorzką czekoladę, albo orzechy do środka. Pychota! Prościzna! I wygląd ma śliczny. Prawda?



Jak donieśli Sąsiedzi, w Australii jada się taki bananowy chlebek podgrzany w tosterze, posmarowany masłem na śniadanie i podobno jest bosski. Jeszce nie próbowałam, ale wszystko przede mną.

M.

Śniadaniowo. Avocado i Szynka Parmeńska.

Rzadko, ale jednak zdarza się, że lubię sobie dłuuugo poleżeć w łóżku. Wypić kawę z pianką, zjeść coś pysznego, obejrzeć śniadaniową telewizję, poczytać gazetę, bądź poszperać w sieci i z niczym się nie spieszyć. Leniwie, przyjemnie, po mojemu.
Dziś ten stan rozwlekł się na cały dzień, choć nie powiem kilka praktycznych czynności też wykonałam, ale to w przerwie leniuchowania. Wszystko się działo jakoś poza czasem, jakbym wygospodarowała dodatkowe 24 godziny w tygodniu, niby już weekend, a jednak jeszcze dwa dni wolnego przede mną. Zupełnie nie mam wyrzutów sumienia, że tak sobie nic nie robię :)



Ale do rzeczy.
Chciałam podać przepis na kanapkę, dla tych którym nie wystarczy zdjęcie, no i ku pamięci, gdybym zaniemogła z pomysłami na przyrządzenie avocado.

Dziś premierowo, śniadaniowo w roli głównej:

Szynka Parmeńska i Avocado

Trzeba kupić jakiś pyszny chleb.. (albo upiec - chociaż mnie to jeszcze nie wychodzi za dobrze),
ponadto należy również nabyć jak najprawdziwszą szynkę parmeńską - pokrojoną w delikatne przezroczyste plastry - no tu się nie da tego cuda ani niczym zastąpić, ani wyprodukować w domu ;)
no i Avocado też trzeba kupić,a jakże (produkcji również się nie podejmuję), najlepiej zrobić to wcześniej i niech dojrzeje przez kilka dni w domu.

Miąższ wydłubać łyżeczką, rozgnieść widelcem lekko posolić, doprawić pieprzem, niewielka ilością oliwy i kilkoma kroplami cytryny. Wielbiciele czosnku, również mogą go zastosować w owej paście, ale bez niego bardziej wyraźny jest delikatnie orzechowo-maślany smak avocado. Użyć tego smarowidła zamiast masła na pieczywo, a na wierzch położyć cienki jak bibuła plaster szynki i gotowa rajska uczta.



W kolejnych wersjach, moja kanapka miała na sobie smarowidło z avocado i szczypiorek, a następnie masło, parmeńską szynkę , oliwki i turkusowy ser Lazur.



Niebo w gębie...
od 
M. :)

PS: Jutro wraca Młody Człowiek. Mam już kilka planów i miejsc do obskoczenia z nim na mieście, ale w domu z Moim Małym Kucharzem na pewno zrobimy Hummus - który okrutnie go kiedyś ubawił swoją nazwą. Ciekawe czy nam zasmakuje.


poniedziałek, 2 stycznia 2012

80 milionów.

Lubię zaczynać rok w kinie. Tym razem też się udało. Noworocznie wybraliśmy się na 80 milionów.


Z wszystkich ciekawych propozycji, ten film wydał się najodpowiedniejszy - nie za szybki, pozytywny, ciekawy ze względu na prawdziwą historię ukrycia przez działaczy Solidarności 80 milionów ze składek członków - które miało miejsce tuż przed stanem wojennym. Na szczęście przeczucia okazały się prawdziwe. Wartka akcja, ciekawe wątki, świetny humor, fajne realistyczne dialogi, znajome miejsca i postaci, zero nudy, rewelacyjnie utrzymywane napięcie, dosadnie pokazane czasy, fajni aktorzy. Świetnie spędzone popołudnie! Naprawdę udana produkcja i polecam wszystkim, bo nie jest to kolejny smutny, nudny i trudny film o stanie wojennym, oj nie!

Życzę sobie w Nowym Roku więcej takich trafionych seansów.
M.

PS: "Mała Moskwa" też jest godna polecenia, baardzo. Pamiętam jak kręcili na początku mojego mieszkania we Wrocławiu sceny do niej, na charakterystycznym Księżu Małym - gdzie wtedy chodziłam piechotą do pracy. Pewnego mroźnego poranka na swojej drodze napotkałam bramę z gwiazdą czerwoną... prze którą musiałam przejść by dotrzeć na miejsce. Było to trochę, jak przeniesienie się do innych czasów... Nagle zniknęły samochody, tabliczki z bloków, wszystkie oznaki współczesności ... było pusto, zimno, wojskowo i lekko przerażająco. Może mam jeszcze gdzieś zdjęcia z telefonu... poszukam

niedziela, 1 stycznia 2012