niedziela, 28 lutego 2010

Mamuniu, opowiesz mi ...


Zza przymkniętych powiek, będąc już prawie po Sennej Stronie Nocy, zapytał mnie dziś Młody Człowiek:
- Mamuniu, opowiesz mi jak Żyć Dobrym Życiem ??
I wprawił mnie tym w niemałą konsternację ... bo, jak najprościej powiedzieć dziecku jak Żyć Dobrym Życiem? Takie proste i takie skomplikowane zarazem.
- Odparłam,że trzeba być uśmiechniętym, dobrym człowiekiem, nie krzywdzić innych i robić w życiu rzeczy, które sprawiają nam radość.
Chyba poczuł się usatysfakcjonowany, bo słodko odpłynął na chmurce snu.
Ja jednak pozostałam z tym pytaniem.
Czy, aby choć trochę Żyję Dobrym Życiem ?? Czy w ogóle wiem co to znaczy ??
Dzieci jednak celują w zadawaniu dręczących potem rodzicielskie głowy - banalnie prostych,a jednak ważkich pytań.
Idę myśleć nad sobą!
Dobranoc.
M.

PS: Podobno coś na temat Dobrego Życia wie ELMO - światowej sławy mędrzec, mój guru duchowy - autor i główny bohater programu ŚWIAT ELMA! Czy potrafię być jak ON (w jednym z odcinków) Mrówkojadem i być z tego faktu szczęśliwa i dumna! I nie chcieć więcej!
Muszę przyswoić resztę, ostatnio zaniedbanego, materiału edukacyjnego i odnaleźć odpowiedź: Jak mam Żyć Dobrym Życiem??

wtorek, 23 lutego 2010

Ghostwriter.


Z przyczyn... praktyczno-niezależno-obiektywnych musiałam na jakiś czas zrezygnować z zajęć jogi. Na szczęscie dziś jeszcze nie musiałam do końca rezygnować z "czasu na wyłączność". Wybrałam Kino. Mniam. To lubię najbardziej...
We wtorki bilety tanie - co jest decydowanie plusem - dodatnim, to ujemnym plusem jest niestety frekwencja... powalająca! Ostatnio taką widziałam na ENH. Do ostatniego miejsca!
Ghostwriter - najnowszy film Romana Polańskiego. Fabuły streszczać nie będę, bo i po co. Powiem tylko, że dla mnie wybór bardzo trafiony. Nie było wariackich pościgów, wybuchów, strzelaniny,a raczej spokojne, inteligentne kino z bardzo fajnie budowanym napięciem i ciekawymi zwrotami akcji. Ciut teatralne zakończenie ... ale wybaczam :) No i Ewan McGregor ... Mam do niego słabość.. jest taki zwykły... a jednak ... ech
Takie kino lubię.

Dygresja.
Duża część akcji dzieje się na wyspie w domu na plaży, z zewnątrz przypominającym bunkier (którym pewnie ma być). Dom urządzony bardzo nowocześnie, prosto ... jego największą ozdoba są szklane ściany, a za nimi... morze, pusta plaża, przestrzeń...
Bosko! - nawet podczas sztormu...
Tęsknię za morzem.
Tęsknię za wiatrem.
Tęsknię za przestrzenią.

M.

niedziela, 21 lutego 2010

Zapachy.


Wiosną pachnie dalej... a mój dom też pachnie .. wypiekami pachnie i rosołem pachnie.
Wpadłam ostatnio w jakiś szał piekarniczy. Piekę - bułki, chałki, znowu bułki i nie zamierzam przestać. Rozgościłam się na dobre w Pracowni wypieków i White plate Liski - szperam i próbuję. Przepisy ma genialne.
Dziś te bułki... bo choć jestem (jeszcze!) niezbyt rozeznana w domowej produkcji pieczywa, to wydaje mi się, że trudno będzie im dorównać. miękkie, wilgotne, delikatne w smaku. Po prostu pyszne!




Wczoraj miałam niezwykłego gościa. Maleńką 4-miesięczną A. już zapomniałam jak to jest z takim maleńkim dzieckiem sam na sam. Gotowałam coś w kuchni, a ona swoimi oczkami jak koraliczki, pilnie śledziła każdy mój ruch. Czułam się jak magik lub czarownica.
Dziś postanowiłam wyczarować po raz - nie pamiętam już który - tajemny, ukochany przeze mnie, ROSÓŁ. Gotowanie go to jakaś przedziwna alchemia ... zioła i tajemne składniki wrzucane do wrzącej wody w odpowiedniej kolejności, aromaty unoszące się po całym domu i ten smak - wszystko to razem wzięte ma w sobie coś z magii. To mnie uspokaja.

Młody Człowiek bardzo lubi gotować i chyba zrozumiałam dlaczego... bo to ciekawe, tajemnicze, można się ubrudzić po łokcie i stworzyć coś smakowitego.
Mam nadzieję, że nie zgubi tej pasji.

M.

czwartek, 18 lutego 2010

Nadzieja pachnie wiosną ...


W końcu dziś świeciło porządnie SŁOŃCE !! Już myślałam,że potajemnie ktoś mnie eksmitował na Koło Podbiegunowe i przez pół roku będzie noc, a śnieg to nie stopnieje już nigdy!!! Jakąś taką wiosenna woń topniejących hałd białej zmory (jak to - bardzo trafnie - wyśpiewało VooVoo) wyczułam dzisiejszego ranka w powietrzu.
Pachniało Nadzieją - taką co się budzi na brudzie i zgliszczach!!
Czyją matką Nadzieja jest - każdy wie, każdy też wie, że jednak każda matka kocha swe dzieci...
Matko Nadziejo... co z tego wyniknie??
Ok, poczekam cierpliwie.

Dobranoc
M.

PS: Byle tylko przetrwać końskie zaloty "leciwych młodzieńców" i wiosna może przychodzić już jutro, choć sadząc po nadaktywności towarzyskiej męskiej części społeczeństwa - jaką mogłam zaobserwować dziś - obawiam się, że może to być bardzo męcząca (żeby nie powiedzieć upierdliwa) pora roku. Ale co mi tam ...

wtorek, 16 lutego 2010

Polnishe Wampirren !


Do trzech razy sztuka - się mówi i to chyba prawda. Trzeci film w tym roku (Po co ja właściwie to liczę? - chyba dlatego, że jak na mnie to bardzo rzadko ostatnio Kino wypada w grafiku) i tym razem bez pudła!

Bardzo spontanicznie poszłam dziś na Kołysankę. Do teraz bananowy uśmiech nie schodzi z mojej twarzy ... choć dzień nie rozpoczął się jakoś specjalnie optymistycznie, ten film zdołał mnie nieźle rozbawić.

Bohaterowie to - co tu wiele mówić ... bardzo specyficzna, siedmioosobowa, trójpokoleniowa rodzina Makarewiczów - która za "chlebem" przenosi się do domu na mazurskiej wsi - Odlotowo ... i od tej chwili w tajemniczych okolicznościach zaczynają znikać odwiedzające ich osoby ...
Całości mrocznego krajobrazu dopełnia muzyka Michała Lorenca - jak zawsze pierwszorzędna!
No i ten stoicki spokój na twarzy Roberta Więckiewicza...

Nie ma tu pogmatwanej, bogatej w znaczące detale intrygi, jak to u Machulskiego bywa, za to jest poczucie humoru jakie uwielbiam! Śmiałam się w kinie tak głośno, że aż się sąsiedzi oglądali.

Dla mnie Juliusz Machulski jest mistrzem. Mam wielki sentyment i słabość do jego filmów, i co u mnie rzadkie - oglądam je po kilka razy. Już chciałabym mieć Kołysankę na półce i obejrzeć ją ponownie :)

Polnishe Wampirren górą!

M.

PS: Dlaczego ja po wyjściu z kina nie pamiętam żadnych prawie "tekstów" które wywoływały salwy śmiechu?!!

niedziela, 7 lutego 2010

Smaki, zapachy, obrazy i spokój


Kolejny spokojny, powolny weekend. Ja, puste mieszkanie, cisza i moje plany, a było ich całkiem sporo - mimo to jednak jakoś tak leniwie płynął czas.

W piątek miało miejsce moje najnowsze odkrycie, które właściwie zawładnęło moim zmysłem smaku i zapachu, ogarnęło wyobraźnię i zagnało mnie dziś do kuchni w celu przyrządzenia pewnej rozgrzewającej zupy. Ale po kolei...
Od pewnego czasu w drodze na jogę mijamy pewną nową restaurację - bar właściwie. Mnie się spodobały kolorowe proste w formie lampy zdobiące sufit i bardzo stonowana reszta wystroju. M. zapaliła się do indyjskiego jedzenia jakie tam podają. To miejsce to Masala Grill&Bar. Po piątkowej wizycie okazało się, że będzie to jedno z miejsc, do których z pewnością wrócimy i ja, i M. Przemiła obsługa i rewelacyjne jedzenie: Butter Chicken, Maithy Chicken Masala, chlebek Naan maślany i z miętą, Lessi z bananem i kiwi, Herbata z imbirem, kardamonem i mlekiem... - te smaki pozostaną ze mną na długo! Jeśli tak naprawdę jada się w Indiach - to ja muszę kiedyś tam polecieć!



W sobotę w związku ze Słońcem za oknem i zakończoną rewolucją porządkowa w pokoju... nastąpiła rewolucja w kuchennych szafkach ...
Taaa... czego tam nie było ... No ale już jest całkiem nieźle! :)

A dziś ... KINO - jakoś nie mam specjalnie ręki do wyboru filmów... Sherlock Holmes ... gdyby nie nazwisko firmujące produkcję, nie dopatrzyłabym się żadnych podobieństw z pierwowzorem, poza głównymi bohaterami i osadzeniem w realiach Londynu XIX wieku (jeśli się nie mylę).Dialogi dowcipne. Świetne sceny walk i efekty specjalne. Piękni mężczyźni i kobieta, oraz kostiumy. Bardzo ciekawie przedstawione miasto. Miejscami wartka akcja, jednak nie mogłam się doczekać końca ... 3 godziny to zdecydowanie za długo. To dobre kino akcji i fani takiegoż powinni być zadowoleni, jednak ja wole wychodzić z kina zastanawiając się nad tym co zobaczyłam... a tym razem byłam pewna, że nie o to mi chodziło. Niestety.

Popołudniem zatęskniłam za indyjskim jedzeniem... i przeglądając bloga Patrycji wpadłam na - Soczewica. Curry. Zupa krem. I jak zwykle był to strzał w 10!

A teraz... na mojej kuchence rosną Pszennno-orkiszowe buły z ziarnami z Pracowni Wypieków. Oby były tak dobre jak wyglądają na zdjęciach, jeśli nie ... i tak pieczenie ich dało mi wielka satysfakcję.

... godzinę później .... Są pyszne!!!!!!!!!
i piekne




Dobrze, że już umiem korzystać z wolnego czasu. Cieszyć się ciszą w domu i wolnością wyboru sposobu spędzania wolnego czasu. Choć tęsknię, to już nie martwi mnie samotny weekend, ba! nawet czasem na niego bardzo czekam. Wymyślam milion zadań i realizuję tylko tyle ile mi się uda, ile mi się chce! W końcu umiem sobie odpuścić. W końcu wszystko zależy jedynie ode mnie i mi to wcale nie przeszkadza. Do wszystkiego trzeba dorosnąć, a ja muszę wszystko powoli oswajać. Dużo czasu mi to zajmuje... ale warto.

M.

czwartek, 4 lutego 2010

Veni, Vidi ... i wróciła do domu


Dziś byłam sprawdzić swoją umiejętność rozumienia tekstu w języku obcym oraz logicznego i szybkiego rozumowania.
Hmmm
Wiele mi dało do myślenia to doświadczenie ...
Na szczęście bardzo pozytywnie!
Nie byłam chyba w życiu na lepiej przygotowanym teście sprawdzającym wiedzę, jaka jest konieczna do wykonywania konkretnego rodzaju zadań, prac.
Atmosfera była przyjemna. Lekkie podenerwowanie, ale bez przesadnego stresowania egzaminowanych biedaczków. Boszzzz czułam się dokładnie jak na studiach - i pierwszy raz w życiu zatęskniłam za tym!
Absolutnie nie radziłam sobie z przyswajaniem tekstu i rozumieniem dziwacznego słownictwa biznesowego, co zdecydowanie zaburzyło moją umiejętność logicznego myślenia i odpowiadania na podchwytliwe pytania. Czyli błyskotliwa to nie byłam :)
Wyniki maja być znane do poniedziałku... jakoś specjalnie na nie nie czekam :) Trochę żałuję, ale tak wysoko to ja nie podskoczę... tyłek za ciężki ... pewnie od tej czekolady ;)
Wyciągnęłam jednak wnioski.
Jest takie stare powiedzonko: Ucz się języków miły chłopczyku ... (Powinno być bezpłciowe, ale się cholerstwo nie rymuje) W każdym razie jest ono jedyną, niepodważalną, samozwańczą prawdą dzisiejszego dnia!
I zamierzam się jej podporządkować!
Tylko jeszcze nie wiem jak ;)

M.

poniedziałek, 1 lutego 2010

Gorąca Czekolada.


Uwielbiam czekoladę.
Im jestem starsza tym bardziej wytrawne smaki mi odpowiadają. Gorzka czekolada ... szczególnie taka chrupiąca - z lodówki (tak lubię czekoladę z lodówki) ... mmmmm to jest to!
W rzeczonej lodówce spoczywała od pewnego czasu bardzo gorzka czekolada z chilli i skórką pomarańczową - ossstra niebywale. Postanowiłam napić się czegoś poprawiającego nastrój - w związku z bałaganem i odległym terminem nadejścia wiosny przyczyniając się zarazem do porządkowania lodówki. Padło na
Gorącą czekoladę z chilli i skórką pomarańczową.
Przyjemne i praktyczne. Koszmar! ;)



Około 100 ml śmietanki 30% podgrzałam delikatnie w garnuszku - dorzucając połamana czekoladę. Cały czas mieszając doprowadziłam do całkowitego jej rozpuszczenia i delikatnego zagotowania. Można dodać gałkę lodów waniliowych.
Gotowe - Pycha!

Filiżanka z pachnącą, gorącą, gęstą czekoladą, wygodna kanapa, książka... i zima niestraszna.
Tak można doczekać do wiosny.

M.