poniedziałek, 30 grudnia 2013

Cocofli

Przemiłe spotkanie. Sympatyczne, przytulne miejsce.
Pyszna trufla ze śliwkami i wino koszerne.
Szarmanccy i uczynni Młodzi mężczyźni za barem.
Zdecydowanie tam wrócę.
Włodkowica ma wyjątkowy klimat, a w Cocofli dzieją się sceny, jak z filmu. :)

niedziela, 29 grudnia 2013

Kamerdyner.

Odradzano mi ten film, a jednak poszłam.
Bilety wygrane w radio, więc łatwiej popełnia się ewentualny błąd. :)
Co o nim myślę? Ten film to oczywista laurka dla  czarnoskórej części amerykańskiego społeczeństwa, wystawiona za ich walkę o równe prawa do funkcjonowania w społeczeństwie od czasów pracy na plantacji bawełny, po prezydenturę Obamy. Mnie to zupełnie nie przeszkadza, bardziej zastanawiała mnie taka ilość gwiazd na minutę filmu, ale to też jakoś zniknęło w trakcie oglądania.  Do tej pory jakoś nie zdawałam sobie sprawy, że jeszcze tak niedawno temu, czarnoskórzy w stanach traktowani byli gorzej niż zwierzęta - i tutaj film zrobił swoje. I dlatego też rozumiem, po co powstał. Żadne to arcydzieło, raczej ciekawy materiał na serial, jednak nie skreślam go zupełnie. Podobał mi się, tak na raz.

czwartek, 26 grudnia 2013

Keks - mój ulubiony

Uwielbiam Keks, ale tylko ten.
Staram się go piec na święta, pomimo, że zwykle sama go zjadam.
To taki mój świąteczny rytuał.
Przepis pochodzi z Książki Marka Łebkowskiego - Najlepsze przepisy Kuchni Polskiej.


KEKS.

Jest pełny bakalii i niezbyt suchy. Idealny!
300 g mąki wrocławskiej
200 g masła
200 g cukru pudru
5 jajek
20 g proszku do pieczenia
100 g rodzynek
50 g śliwek suszonych
50 g skórki pomarańczowej
50 g skórki cytrynowej
50 g konfitur wiśniowych
50 g migdałów - użyłam już pokrojonych na drobno


Trochę zmieniłam proporcje i rodzaj bakalii - dodałam papaję kandyzowaną i żurawinę, zmniejszyłam ilość rodzynek i skórek, - jednak gramatura pozostała ta sama.
Rodzynki opłukać i osaczyć. Śliwki pokroić drobno wraz ze skórką pomarańczową i cytrynową. Dodać migdały. Bakalie obtoczyć w mące, otrząsnąć z nadmiaru mąki. Make zachować wiśnie z konfitury osączyć i pokroić - dodać do bakalii.

Masło utrzeć z cukrem i żółtkami. Dodać pozostałą mąkę i proszek do pieczenia. Następnie dodać bakalie oraz na sztywno ubitą piane z białek. Delikatnie wymieszać.

Ciasto wyłożyć do podłużnej formy wyłożonej papierem. Wierzch naciąć nożem zamoczonym w roztopionym maśle.

Piec ok godzinę w temperaturze 180 - 190 stopni.

Na koniec polukrowałam swój keks, bo tak lubię. Można go też posypac cukrem pudrem, lub upiec w innej formie - na przykład keksowych babeczek. Tez takie zrobiłam - piekłam je ok 20 minut.


wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt




Spokoju, szczęścia,
ciepła rodzinnego i wspaniałej uczty świątecznej 
życzę wszystkim który tu zaglądają  
M. :)


poniedziałek, 16 grudnia 2013

Kraina lodu


Piękny film - wizualnie piękny, poza tym zabawny i mądry. Piękne piosenki - wpadające w ucho, jak to u Disneya.
Wyszliśmy z kina, z Młodym Czlowiekiem nucąc - Mam tę moc



i Ulepimy dziś bałwana?,





a pieśń robotników tnących lód, która rozpoczyna historię - brzmi mi w uszach do dziś.



No i nasza ulubiona postać - bałwanek Olaf!-mistrzowsko dubbingowany przez Czesława Mozila. Fantastyczny!



To nie jest " dziewczyńska" historia, jak mnie ostrzegano, to historia dla każdego widza, bo wciąga tak, że nie zauważa się tych prawie dwóch godzin wysiedzianych w fotelu. Prawdą jest jednak to, że to film dla starszych dzieci, bo jest bardzo emocjonujący.

Standardowe ceny biletów w weekendy to zbrodnia. A w tę niedzielę trafiła się świetna akcja - niedziela z biletami po 11 złotych!! Święto kina się udało - sala była pełna!!

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Wielki Liberace

źródło filmweb.pl

Liberace wielkim showmanem był i zagrał go wielki aktor, a jego partnerem, był również mistrz.
Po tym seansie jeszcze bardziej uwielbiam Michaela Douglasa i  Matta Damona :)
Trzeba mieć wiele klasy, dystansu do siebie i profesjonalizmu, by wcielić się w takie role.
Komediodramat o miłości. Zabawny i przejmujący. Świetny, bo prawdziwy!

Jedno czego mi brakuje, to pogawędka o filmie, po filmie.
Szanowne Panie współtowarzyszki ... nie spieszmy się tak następnym razem - apeluję!! :)


piątek, 29 listopada 2013

Tram

Lubię te chwile o poranku, gdy z kubkiem herbaty z sokiem malinowym w ręku przymierzam miasto tramwajem. Z radiem na uszach, czytając gazetę czuję,  że to mój czas, którego mi brakowało.
Wiem, wiem dziwną jestem,  ale to lubię i już.

czwartek, 28 listopada 2013

Płynące wieżowce

A miało być tak pięknie...  a było średnio. Sam problem- bardzo aktualny - to chyba idealny wątek filmowy. Jednak ktoś tu nie wykorzystał szansy. Film dłuży się,  wcale nie bulwersuje tak jak to opisują. Fakt parę razy w milczącej scenie wręcz poczułam emocje bohaterów...  ale to tyle. Poza tym banalny jest koniec tej historii, pewnie możnaby mi zarzucić, że przesadzam, bo to zwykle życie, tak jest w Polsce i tyle. To nie Hollywood z happyendem, a ja po prostu chciałbym by ta historia była jakaś, żeby zapadła w pamięć i jednak zmieniła nasz światopogląd, a nie ginęła w stereotypach. Chciałam mieć ją w głowie na dłużej, a jedyne o czym rozmyślań to bajeczna tapeta w motyle - w przedpokoju mieszkania matki Jakuba - ot co!

poniedziałek, 11 listopada 2013

Sekrety miłości

Niezawodna kinomanka E. wyciągnęła mnie na dokument - Sekrety miłości.
Lubie takie spontaniczne wyjścia. Nie lubię z nich tak szybko wracać, jak dziś!

Film był kręcony w Rosji, Francji, Polsce, Papui Nowej Gwinei, i w Himalajach, a bohaterowie filmu opowiadali o tym, czym dla nich jest miłość.
Historie - szczególnie z krajów europejskich - były mocno nieszablonowe, rzadkie, niepospolite. Sprawiło to, że w zestawieniu z plemiennymi miałam tylko jedno skojarzenie.
Zmierzamy w kierunku plemiennego modelu rodziny.
Co najmniej trójkąt!
Olaboga!! Dokąd to zmierza?




niedziela, 10 listopada 2013

Anita Lipnicka

Koncert za mną.

Nowa płyta mnie jakoś nie porwała, natomiast porwało mnie oświetlenie koncertu. Było Fantastyczne!! - dokładnie tak pomyślałam w trakcie występu. Światło grało magicznym klimatem, zdecydowanie podbijając dynamikę repertuaru. Sama wokalistka - zachwycająco zwyczajna, żartobliwa w rozmowach z muzykami i publicznością, eteryczna i oczywiście piękna. Z nowych piosenek zapamiętałam - jak to już w Rejsie klask zauważył jedną, która już znałam - i została ze mną na resztę wieczoru. Chyba najbardziej wciągnął mnie jej baśniowy nastrój, współgrający ze światłem.
Hen, hen  - jak dodała Anita (kura, kura) ;)



Piosenki przywołały wiele wspomnień. Jedne z nich wyłoniły sie z zakamarków pamięci o czasach bardzo dawnych, gdy występowała z Varius manx, a ja byłam bardzo młoda. Dzięki świetnym nowym aranżom piosenki "Zanim zrozumiesz", czy "Piosenka księżycowa" zyskały wiele blasku. Fajnie, że zagrała je na bisy. Został miły smaczek :)
Inne były całkiem świeże, sprzed kilku lat, gdy ukazał sie album "Hard land of wonder".
Melancholijny, poruszający, głęboki. Dla mnie najlepszy. Niezmiernie sie ucieszyłam, gdy pojawiły się piosenki i z niego.
Nie doczekałam sie jednak ulubionej, tytułowej "Hard land of wonder". Ale to nic, płyta - dawno nieodkurzana czeka na półce. Już inne emocje rządzą moim życiem, niemniej chętnie sięgnęłam, bo to taka prawdziwa muzyka na długie jesienne wieczory.



A pokoncertowym słowem klucz została rzeżucha.

A królem wieczoru MYRPHY'S - pycha :)

poniedziałek, 4 listopada 2013

o głupocie ...

Już myślałam, że trwając tyle lat w jednym zawodowym punkcie, doczekałam się zmian na lepsze...
Że ktoś uwierzył, poznał sie, docenił.
Myślałam, że to pokora mnie tam zaprowadziła.
Dziś zważywszy na obrót sytuacji  perspektywicznej, w dziwaczną
stwierdzam kategorycznie, że to jednak była głupota.

Pytanie dokąd teraz zaprowadzą mnie te wnioski....


środa, 30 października 2013

at Glade - Fismoll


Muzyka, którą gra ten piekielnie utalentowany, baardzo młody człowiek jest pełna spokoju, blasku, przestrzeni, powietrza, nostalgii.

Otula jak ciepły koc.
Urzeka, zaczarowuje.
Wystarczy tylko.... close your eyes and open your mind ... i płynąć!




Trifle - ulubiona

I stand on a hill
With my eyes closed
Listening to my pounding heartbeat

I hear little things
In my blood flow
Like a quiet
Melody

I feel all of me -
Wants to resonate
In a new
Euphony

This is everything
This is everything

Past the deep troubled water
And the fears of the dark
There's a hill in the sunlight
For you to find harmony

Past the deep troubled water
And the fears of the dark
There's a hill in the sunlight
For you

I run up the hill
And lie on the grass
Listening to my pounding 
heartbeat

I hear little things
In my blood flow
Like a quiet
Melody

I feel all of me -
Wants to resonate
In a new
Euphony






Genialny!

A koncert ....
chyba już jestem "za stara" na klimat z czasów studiów, tłok i tego rodzaju klub.
Tym bardziej, że ta muzyka zasługuje na wnętrze dostojne - jak Synagoga na przykład.
Niemniej udało mi sie zrobić kilka zdjęć i to mnie cieszy. :)












czwartek, 24 października 2013

Półkruche ciasto z jabłkami.


To przepis od Mamy. Nie mojej, ale też ważnej.

Ciasto jest idealne, by umieścić w nim każdy chyba jesienny owoc. Trenuję na różnych gatunkach jabłek oraz śliwkach. Jabłka narazie wygrywają. No i coraz ładniejsza kratka na wierzchu mi wychodzi.
Piekłam już z niego małe tarteletki, tartę i zwykły placek na dużej blasze. Każde wychodzi świetnie.






Półkruche ciasto z jabłkami


1 kg jabłek (miałam ponad kg, szampionów)
łyżka masła
cynamon

500 g mąki
150 g masła
2 jajka
150 g cukru pudru
5-6 łyżek śmietany ( daje zwykle całe małe opakowanie ukwaszonej, gęstej).
małe opakowanie proszku do pieczenia (15 g)
czasami daje cukier z wanilią




Jabłka obrać i pokroić w średnią kostkę. Następnie przesmażyć je chwilę na płaskiej łyżce masła z cynamonem i odstawić do ostygnięcia.

Ze składników zagnieść szybko ciasto - ma być plastelinowate, ale nie klejące. Rozwałkować około 3/5 ciasta na grubość ok 3-5 mm podsypując mąką. Wyłożyć na blachę. Na wierzch ułożyć paski z rozwałkowanych 2/3 ciasta.
Piec ok 40 minut w 175 stopniach.

Na koniec - zimne ciasto posypać cukrem pudrem (przy śliwkach zdarzało mi się je polukrować).


 

Idealnie smakuje lekko ciepłe z łyżką greckiego jogurtu! 






wtorek, 22 października 2013

W imię


Zupełnie zapomniałam coś napisać o tym filmie. Minął miesiąc, a on ciągle jest w mej pamięci dość świeży.
Szumowska po raz kolejny i na szczęście za każdym razem lepsza!
Film poruszający, bo ludzki w temacie, nie ideologiczny - przynajmniej dla mnie.
Wielowymiarowy i  zaskakujący. Piękne obrazy, życiowa historia, ludzkie słabości i dramaty, genialna muzyka i Andrzej Chyra.
Do dziś, jak myślę o W imię, mam przed oczami scenę tańca głównego bohatera podczas ciągu alkoholowego oraz procesję w rytm tej piosenki.



I staram się nie pamiętać ostatniej oskarżycielskiej i spłycającej cały sens historii sceny.
Bez niej W imię jest dla mnie bardziej uniwersalny.




niedziela, 13 października 2013

Cudna jesień

I to na balkonie...

środa, 9 października 2013

Dorosnąć do dzieciństwa.

Mój syn dorósł w końcu do tego, by rozpocząć ze mną podróż w świat magicznych przygód w Narnii.
Ja dorosłam do tego, by zacząć się cieszyć czytaniem wraz z nim tej arcyciekawej opowieści.
Z wielkim zainteresowaniem brniemy razem w tę śnieżną krainę.

Opowieści z Narni - nasz rytualny HIT wieczorny ostatnich dni.

piątek, 4 października 2013

Małe przyjemności.


Małe przyjemności trzymają mnie w pionie.
 Jesień obfituje w te drobne cuda.
Wystarczy spojrzeć !



I jak tu nie kochać śliwek ?
I jak nie uwielbiać jesieni ?


poniedziałek, 23 września 2013

Pierwsza - Europejska Noc Literatury - we Wrocławiu.

Zdążyłyśmy tylko w kilka miejsc, nie wszędzie udało się nam wejść, ale było warto.
Niezwykłe doświadczenie.
Literatura nocą podana w ciekawy, czasem zabawny, sposób, w różnych miejscach, w różnym nastroju, ale blisko ludzi.


















piątek, 20 września 2013

Aromatyczne talarki ziemniaczane.

Pieczone ziemniaki z tymiankiem, rozmarynem, chili i majerankiem.
Obiad mógłby się składać tylko z nich. Pyszne, proste, efektowne.

Ugotowane ziemniaki kroimy w talarki. Przygotowujemy kilka łyżek oleju, który mieszamy z solą morską, pieprzem, chili, suszonymi tymiankiem i majerankiem oraz świeżym, posiekanym rozmarynem.
Talarki zalewamy marynatą. Nastawiamy piekarnik na 200 stopni. Talarki wykładamy na blaszkę i wkładamy do nagrzanego piekarnika.




 Pieczemy do zrumienienia - ok 20 minut.  Ja na koniec zmieniłam sposób nagrzewania na grill.




Jedliśmy je bardzo klasycznie z ogórkiem kiszonym i sadzonym jajkiem, ale sposobów są setki. 
Każdy znajdzie coś dla siebie.





wtorek, 17 września 2013

Krucha tarta ze śliwkami.

Śliwka kojarzy mi wyszło,dośnie, ma różne smaki, wielkości, kolory i opcje: śliwka w pojedynkę, śliwka w czekoladzie, śliwa suszona, śliwka w kompocie, śliwka w placku, śliwka wędzEeeona, schab ze śliwkami , powidła  !!
Setki możliwości - z których dziś wybrałam klasykę.



Krucha tarta ciasto ze śliwkami


Przepis klasyczny:

300 g mąki
100 g cukru drobnego (miał być puder, ale "wyszedł")
150 gram masła
3 żółtka
szczypta soli




Zagniotłam ciasto, wsadziłam na 15 minut do zamrażalnika, wyjęłam, zagniotłam szybko ponownie, rozwałkowałam i przełożyłam na blaszkę do dużej tarty wysmarowaną masłem i posypaną bułką tartą.
Obciążyłam fasolą i cieciorka wysypanymi na papier do pieczenia.


Ciasto piekłam ok 15 minut w 190 stopniach. Potem na jakieś 5 minut zdjęłam papier z ziarnami, by zrumienić środek.
Wyjęłam z pieca ułożyłam śliwki - z braku śliwek, resztę miejsca wypełniłam jabłkami (starłam sie to robić symetrycznie). Całość posypałam kruszonką (zrobiłam ją na oko) i wstawiłam na 175 stopni do zrumienienia wierzchu i wyszło takie coś.



Lekko twardawe mi wyszlo, ale pyszne.
Już marzy mi się kolejne.





środa, 11 września 2013

Tomasz Stańko New York Quartet


Wspomnienie mgliste wizualnie, ale za to brzmiące w uszach i duszy.
Marzy mi się, by wrócić do tych studenckich czasów na tym koncercie.
Niewiele mnie dzieli od spełnienia - jedyne 65 zł :)
http://biletin.pl/pl/event,show,1583,tomasz-stanko-new-york-quartet.html

Nic tylko działać.
Ta trąbka jest magiczna!














Jabłka.


Uwielbiam czas, gdy zaczynają się pojawiać "te świeże". Latem pierwsze kwaśne papierówki niosą mi wspomnienie ogrodu u babci, gdzie ganiałam za kuzynką strasząc ją dżdżownicą. Są smakiem mojego dzieciństwa i beztroski. Najpyszniejsze są jednak teraz, gdy Królowa Jesień zbliża się wielkimi krokami dając nam o sobie znać co chwilę deszczem.
Szybko zapadający zmierzch sprawia, że zaczynam tęsknić do aromatu szarlotki, ale to tylko trochę.| Trochę, bo teraz głównie napawam się ich rześkim smakiem, niezrównaną słodyczą i soczystością i tym zapachem. - istnie rajskim o tej porze roku. Jabłka wybieram właśnie po zapachu.
Lato odchodzi, nadchodzą Jabłka, a z nimi Moja ulubiona pora roku.
Chrupię i czekam.
Cierpliwie.



niedziela, 8 września 2013

Audiencja.

W sobotę na 20. zostałam zaproszona na Audiencję Prywatną u Jej Wysokości Helen Mirren.
Oczywiście chodzi o przedstawienie z cyklu NATIONAL THEATRE LIVE z Londynu transmitowane do kin, pod tym samym tytułem. Mnie gościł DCF.
Uważam, ze takie przedsięwzięcie to świetny pomysł, gdyż, nie liczę, że w najbliższym czasie wybiorę sie na taki HIT do Londynu. Chociaż zainteresowanie nie było powalające - może ze względu na wysokie ceny biletów jak na DCF własnie.
No ale przejdźmy do fabuły.
Byliśmy "świadkami" wtorkowych prywatnych audiencji u Królowej Elżbiety II, na które zapraszani są od lat Premierzy Zjednoczonego Królestwa. Charakter ich test ścisle prywatny, zatem są to jedynie domniemane rozmowy Helen Mirren - jako Królowej Elżbiety idealnie partnerowali aktorzy grający poszczególnych Premierów od W.Churchila, przez H.Wilsona, M.Tacher do J.Camerona. Zgrabne dialogi prezentowały sympatie  (teoretycznie apolitycznej) Królowej, jak i jej rozmówców, jej wyjątkowe poczucie humoru, rozterki, problemy i umiejętność trzymania głowy wysoko - choćby nie wiem co!, ale też ich rubaszne żarty, bądź lodowatą zasadniczość i obcesowość w stosunku do Władczyni. To wszystko sprawiło, że za ścianą formalności zobaczyłam też w Elżbiecie II człowieka, kobietę, matkę, żonę, która konsekwentnie trwa przez lata broniąc pozycji monarchii w Anglii, jak matka broniąca chroniąca swoje dziecko.
Spektakl zrealizowano perfekcyjnie, genialnie szybkie zmiany kostiumów zdawały się być montażem (a może nim były). Jedyne co przeszkadzało to zbyt szybko płynące polskie napisy i histerycznie śmiejące się dwie niewiasty na widowni.
To Aktorstwo wysokich lotów. Helen Mirren jest po prostu Genialna!
Chętnie zobaczyłabym to jeszcze raz.

"Panie Redaktorze Kochany" Łukaszu Basta - serdecznie dziękuję za te przypadkowe bilety. :)



piątek, 6 września 2013

luck

Podobno kto nie gra, nie wygrywa.

Ja znów dziś miałam farta.
Przypadkowo wysyłając sms z prośbą o płytę Richarda Bony - wygrałam podwójne zaproszenie na zarejestrowany na taśmie filmowej spektakl - Audiencja, z Helen Mirren.
Przypadkiem, bo w tym momencie nie rozdawano płyty - ale chyba tak swoją desperacją rozbawiłam Pana Redaktora Kochanego ;) - że sie ulitował nad "Filipką z konopii" gadającą od rzeczy :) :)
Wow ! Super. Nie mogę sie doczekać wizyty w DCF.

Nie osiadłam jednak na laurach i spróbowałam ponownie - już we właściwym momencie, gdy rozdawano płytę. Koncert niedługo, bilety drogie, a ciepłe dźwięki Richarda będą idealne na jesienne wieczory.
No i TADAMMM!!! Płyta jest moja.




Uśmiechnęło się do mnie dziś podwójne szczęście, bo spróbowałam.
Fajnie byłoby zawsze o tym pamiętać.


czwartek, 5 września 2013

My one and only ... music love

Nadchodzą długie wieczory i zimne dni.
Chętniej otulam sie muzyką i zawsze wtedy dochodzę do wniosku, że jest jedna rzecz w życiu, której jestem pewna. Kocham miłością pierwszą, wieczną, platoniczną i bezkrytyczną - jednego faceta.
I pewnie tak pozostanie. Niech tak zostanie.
Moja muzyczna miłość.
Mistrz, Czarodziej, Geniusz !

STING




Właśnie zamarzył mi się koncert Stinga. Jeszcze raz.






środa, 4 września 2013

after

A po nocy przychodzi dzień ....

... w idealnym świecie dzieci są grzeczne, leżą w łóżku o 21 i czytają książkę ...

Chcę trwać w tym zaskakującym błogostanie.
Lubię spokój - prawie już jesiennego - wieczoru.






niestety godzinę później idealnie dziecko jeszcze nie spało,
... ale to nie ważne, ważne, że jesteśmy spokojni

smutkiem jestem

Dziś jestem skutkiem. Cała.
Jakoś nie dało się od rana wykrzesać uśmiechu.
Skończył się prąd, pomysły, cierpliwość, nadzieja.
A to dopiero początek.


wtorek, 3 września 2013

Mam dość ...


Mam już dość startowania w konkursie na "superrodzica".
Czas przywyknąć.
Jednak to takie trudne, bo choćby nawet człowiek chodził na rzęsach - zawsze jest tym złym.
Czy naprawdę zawsze Ktoś musi ??

poniedziałek, 2 września 2013

Why, o why ??

Dlaczego marna samoocena blokuje zrobienie kolejnego kroku ku lepszej przyszłości ?
Dlaczego wbija jeszcze bardziej w ziemię ?
Dlaczego zabiera marzenia ?
Dlaczego w ogóle jest ??

piątek, 30 sierpnia 2013

Historie. Najchętniej kryminalne.

Zwykle przy moim łóżku leży wiele książek, czytam po kilka na raz .. ale bardzo powoli, bo zasypiam przy pierwszej stronie. Najwięcej jednak czytam w wakacje, no i w szpitalu - wtedy najłatwiej mi się skupić, albo uciec od sytuacji nieprzyjemnych w inny świat.  Połykam wtedy całe tomy na raz. Lubię tę wyjątkowość czytania, możliwość totalnego wejścia w inną rzeczywistość - zupełnie jak w Niekończącej sie historii - zapamiętanej z dzieciństwa. Często czuję niedosyt chwil pod kocem, na leżaku, w lesie i z gorącą herbatą no i kolejną historią zachłannie śledzoną w książce. Z kryminałem najlepiej.
Od czasu Mankella nie zakochałam sie w żadnym z autorów aż tak bardzo. Szwedzki kryminał to mój klimat niewątpliwie. Wallandera obejrzałam w serialu w obu wersjach i chętnie powtórzyłabym to ciągle tak samo zaciekawiona, bo łatwo zapominam rozwiązanie fabuły. W książkach nie odnalazłam ostatnio niczego porównywalnego, za to wchłonęłam jak świeże bułeczki serial The Killing (tez w dwóch różnych wersjach). Szwedzki klimat jest tam w twarzach, w kolorach, w spokoju opowiadania historii. Sama przyjemność. Ciekawe czy będzie kolejny sezon?? Oby... chociaż nie przepadam za kontynuacjami ... dla nich zrobiłabym wyjątek.
W tym roku połknęłam już sporo książek. Wiosną w końcu dotarłam do Camilli Lackberg. Przyjemne, zagadkowe uwikłane w życie historie z przeszłości powracają w teraźniejszości ludzi mieszkających we  Fjällbace i na okolicznych wyspach.  Może dlatego tak mi się to podoba. Mieszkanie na wyspie zawsze mnie fascynowało.  Niedawno skończyłam Granice Lizy Marklund - już czekam na kolejną część. Relaksacyjnie poczytuję krótkie książeczki o Agacie Raisin - która porównuje się do Panny Marple, ale to chyba jednak nie ten poziom. Niemniej dobrze się to czyta - okolica w której dzieją sie historie to głownie angielska wieś, co również rozbudza moją wyobraźnie. Może kiedyś uda sie zobaczyć te miejsca.
Niedawno trafiłam na debiutancką książkę Iwo Zaniewskiego (syna Xymeny), twórcę najlepszych polskich reklam (no przynajmniej właściciela agencji, z których wyszły). Powieść niby kryminał, niby thriller - momentami przerażająca, stale ciekawa i wciągająca. Podobają mi sie dociekania naukowe głównego bohatera i jego upór w rozwiązywaniu zagadki morderstwa, o którym nie wiadomo, czy zostało popełnione. Czekam co dalej. Oby na tym nie poprzestał.
Dziś ambitnie wypożyczyłam kolejne książki. Tym razem nie kryminały. Tokarczuk i Szczygielski.
Zakocham się? Czy też powrócę do emocjonujących zabójstw, tajemnic, śledztw i zagadek?
Dam radę czytać wieczorami, czy nadchodząca jesień znów uśpi mnie przy pierwszych stronach?
... tak szybko robi się już ciemno wieczorami ...


środa, 28 sierpnia 2013

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

niby lato ... a tu już wieczór pachnie jesienią ...

i niezmiennie lubię to :)


sobota, 10 sierpnia 2013

Wakacje.

3...
2...
1...

START!!


Urlop czas zacząć!!
W drogę!! :)

czwartek, 8 sierpnia 2013

Upał.




W taki upał nie potrafię egzystować.
Nie myślę zbyt składnie, poruszam się powoli bądź siedzę i patrzę ...czekam nocy..  a ona nie przynosi wytchnienia...
Ratuje mnie tylko myśl, że za chwilę wakacje i bryza znad morza obudzi mnie do życia.
Może tym razem uda się zrealizować plan...
To już tak blisko!

M.


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rower.

To nie tak, że nagle go pokochałam.
Po prostu przekonuję się powoli, że może nam obojgu jest ze sobą trochę bardziej po drodze niż myślałam ... może.
Póki co jeżdżę - posiadłszy umiejętności 5-cio latka -narzekając pod nosem na dziury, pagórki, komary, spodnie, korzenie drzew, samochody, przewodnika - ale staram się.
Dzięki niemu spoglądam na świat z zupełnie nowej, piękniejszej perspektywy.




M.

niedziela, 28 lipca 2013

Smak curry.


Bardzo zachwalany film nowohoryzontowy. Indie (Bombaj), tłok, brud, kolory, smaki, zwykła miłość zwykłych ludzi, zwykłe przypadkowe zdarzenia, zwykły obiad - a jednak nie do końca zwykły. Ciepła historia z morałem - by brać życie we własne ręce- opowiedziana z dozą przyjemnego humoru. Bez zaskoczenia, bez zawodu. 
Najbardziej z tego filmu pamiętam, to że chciałam zjeść wszystko co ugotuje główna bohaterka... 
Ach! no i ten piekielny upał na sali!!!


M.

sobota, 27 lipca 2013

Holy Motors.

Miało być "dziwnie".. było "dziwnie" - nieszablonowo.
Długo próbowałam zrozumieć, o co chodziło...
Główny bohater (jak się okazało nie tylko on) zarabia  wcielając się w role osób ważnych dla klientów i odgrywając z nimi znaczące wydarzeniach z życia. Wszystko zorganizowane jest pieczołowicie, z wielką dbałością o szczegóły wizerunku, miejsca, tak by zleceniodawcy mogli przeżyć te chwile ponownie świadomie, chłonąc każdą minutę. Z poszczególnych historii wyziera smutek i samotność ludzi współczesnego świata. Ta samotność w tłumie  i pogoń za wygodniejszymi rozwiązaniami zdają się być całym sensem filmu, świetnie spointowanym ostatnią sceną.
Obraz zostaje w głowie - ale czy mnie zachwycił ...? Ciągle nie wiem co o nim sądzić.

M.

piątek, 26 lipca 2013

Panie, Panowie: ostatnie cięcie.

Najzwyklejsza - Love story, ale jak przyrządzona?? Smakowity kąsek dla fanów kinowej klasyki! Genialna rozrywka powodująca szeroki uśmiech przez ponad 80 minut trwania filmu. Mistrzowski miks 50 filmów różnych gatunków i stylów z najlepszą obsadą, jaką znała historia. Od "Casablanki" - do "Max Maxa", od Charliego Chaplina po Królewnę Śnieżkę; od melodramatu po kryminał.
Chcę to zobaczyć po raz kolejny, najlepiej natychmiast!!
Za takie pomysły kocham kino.
Must see na słaby humor :)
Dodaj napis


M.

PS. Dodam tylko, że film był wyświetlany na Rynku, w cudowny, ciepły letni wieczór.
Dziewczyny zajęły mi genialne miejsca, komary nie gryzły :) Idealnie! No i film miał polskie akcenty, a jakże.

wtorek, 23 lipca 2013

Drożdżówka cytrynowa - odrywana

Ciasta mi się zachciało .... pysznej drożdżówki. Ostatni niestety ciągle mi coś nie wychodziło, najczęściej opadała. Owoce za ciężkie, czy co?? Szukałam ciekawego przepisu i znalazłam. Ciasto genialne! Przepyszne, wilgotne, słodkie - idealne!! No i nie opadło!!


Drożdżówka cytrynowa Moje wypieki.
Składniki:
  • 2 i 3/4 (350g) szklanki mąki pszennej
  • 1/4 (50g) szklanki cukru
  • 2 i 1/4 łyżeczki drożdży suchych (9 g) lub 18 g drożdży świeżych
  • szczypta soli
  • 1/3 szklanki mleka
  • 55 g masła
  • 1/4 szklanki wody
  • 1 i 1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
  • 2 duże jajka
Cytrynowa posypka:
  • 1/2 szklanki cukru (można dać trochę mniej)
  • 3 łyżki otartej skórki z cytryny (z 3 cytryn)
  • 1 łyżka otartej skórki z pomarańczy
Ponadto:
  • 55g rozpuszczonego masła
Dwie szklanki mąki wymieszać z cukrem, drożdżami i solą w misce miksera. Mleko z masłem mocno podgrzać, aż masło się rozpuści, zdjąć z palnika, dodać wodę i odstawić aż troszkę przestygnie - dodać wanilie i wymieszać. Wlać do miski z mąką i wymieszać łopatką. Wyrabiać mikserem dodając jajka po jednym. Dodać następne 1/2 szklanki mąki i jeszcze chwilkę wyrabiać, aż ciasto będzie miękkie i gładkie (ale ciągle lepiące).
Przełożyć na posypaną mąką stolnicę i wyrabiać kilka minut, podsypując ewentualnie pozostalą mąką - końcowe ciasto powinno być miekkie i elastyczne jak plastelina i nie kleić się do rąk. Przełożyć do miski, przykryć i zostawić w ciepłym miejscu na 1 godzinę, aż podwoi swoją objętość.

W tym czasie wymieszać cukier ze skórkami cytrusowymi w małej miseczce, rozpuścić masło i wysmarować masłem foremkę keksową 22 x 12cm.

Wyrośnięte ciasto przełożyć na stolnicę, rozwałkować na prostokąt o wymiarach 50 x 30cm, posmarować masłem i pokroić na 5 poprzecznych pasów (30 x 10cm). Rozsypać na pierwszym 1,5 łyżki mieszanki cukru ze skórkami, przykryć drugim i tak dalej, kończąc na warstwie cukru. Teraz pokroić ciasto znowu w poprzek na 6 równych pasków (10 x 5cm) i układać je na sztorc w keksówce.  Powinno zostać trochę luźnego miejsca po bokach. Przykryć i zostawić do ponownego wyrośnięcia na około 45 - 60 minut.
Rozgrzać piekarnik do 180ºC, piec około 30 minut, aż ładnie się zrumieni na wierzchu. Przestudzić w formie 15 minut, wyjąć i ewentualnie polukrować.  

Zdjęcia takie na szybko z telefonu - potem podmienię :)



Patrzę na nią i myślę, że jestem mistrzynią. To nieprawda... ale jaka miła :)
M.

niedziela, 21 lipca 2013

Był sobie dzieciak.

Powstanie warszawskie ... ciut inaczej. Myślałam długo zanim postanowiłam napisać, że nie zachwycił mnie ten film, nie poczułam go, nie poruszył, jak zapewne miał.
Tyle...

M.

sobota, 20 lipca 2013

Nowe Horyzonty. Shirley - wizje rzeczywistości.


W tym roku festiwal nie emocjonował mnie tak, jak w latach poprzednich. Jestem totalnie nieprzygotowana i co gorsza w ogóle mnie to nie martwiło - do dziś. Jakiś czas temu wygrałam bilety na koncert - i pięknie, przez własne gapiostwo, je straciłam na rzecz innego słuchacza radia.(dobrej zabawy życzę :)) Po prostu nie odebrałam ich w ciągu 14 dni i przepadły! Zatem koncert stoi pod wielkim znakiem zapytania. Jedyne co rozważam to Funky New Orleans - z Wrocławia. Zobaczymy. Karnetu - jak w ubiegłym roku 0 niestety nie wygrałam. Do zakupu biletów zabierałam się jak do jeża i w końcu nie kupiłam nic - to na szczęście jest do nadrobienia. Za to w prezencie urodzinowym dostałam bilet na Shirley- wizje rzeczywistości. Jeszcze raz dziękuję. :)
Wybrałyśmy się do kina po sympatycznym obiedzie w Vedze i słodkościach u Dwóch Małp. Tak, tak - tarta cytrynowa była :)
Przed seansem załapałyśmy się na lampkę wina - które o dziwo mi smakowało. Fartownie trafiły się nam dowolne miejsca do wyboru ... zatem ostatni rząd nasz ... ekscytacja i oczekiwania wobec filmu były wielkie... i zaczął się.
Inspiracją do powstania filmu były obrazy Edwarda Hoppera. Pełne pięknych barw i magicznego światła, zatrzymane na płótnie zwykłe historie. Reżyser z obrazów ułożył historię życia pewnej kobiety. Wyjściowym kadrem każdej sceny, był obraz, który autor ożywiał i ubierał w rozważania głównej bohaterki. Ożywione obrazy pieczołowicie oddawały piękno martwych olejnych pierwowzorów. Sam film, jako zespolenie obrazu, dźwięku i opowiadanej historii, niestety był nużący. Nie to jednak najbardziej mnie zawiodło, liczyłam się bowiem,że to kino artystyczne i rzeczy których nie rozumiem, nie odczuwam podobnie mogą nużyć. Najbardziej zadziwiło i rozczarowało mnie to, że te obrazy i historie wydawały się bardzo smutne,a mnie obrazy Hoppera kojarzą się ze spokojem, ale podszytym pozytywnymi uczuciami. I tutaj moja laicka i dowolna interpretacja dzieła - rozminęła się z wizją reżysera. Niemniej dalej uważam, że odwzorowanie wizualne rzeczywistości z obrazów, było genialne.
No i sam Festiwal i jego niepowtarzalna atmosfera powoduje, że jednak chciałabym zostać wchłonięta przez kino. Zmykam szukać seansu wartego spędzenia 2 godzin w ciemnej sali i na pewno wybiorę się na Rynek - choć komary tną jak szalone.

M.

czwartek, 18 lipca 2013

Tarta cytrynowa z bezą

Zaczarowana smakiem tarty jaką jadłam u "Dwóch małp" postanowiłam drugie 18te urodziny uczcić tym deserem idealnym!
Przepis wzięłam od Kamilki, jak rzadko - bo zwykle coś kombinuję ;) - zrobiłam wszystko dokładnie według wskazań i oto ONA!



SKŁADNIKI:
180g mąki
110g zimnego masła
35g zimnej margaryny
pół łyżeczki soli
40 ml zimnej wody (zużyłam mniej)

30g mąki ziemniaczanej
260g cukru pudru
1/4 łyżeczki soli
270ml wody
55g masła
4 żółtka
70ml soku z cytryny
łyżeczka startej skórki z cytryny

4 białka
szczypta soli
1 łyżeczka soku z cytryny
110g cukru pudru
2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
70g wody
1 łyżeczka cukru wanilinowego

Ciasto: składniki z pierwszej listy szybko zagnieść na gładkie ciasto. Formę do tarty wysmarować masłem i rozprowadzić przygotowane ciasto na dnie i bokach. Wstawić na minimum godzinę do lodówki, a następnie piec przez 20-25 minut w temperaturze 190 stopni.

Krem: w małym garnku wymieszać mąkę, cukier i sól. Dolać wodę i postawić na niezbyt wielkim ogniu. Tu następuje dość mozolny proces. Mieszając cały czas trzepaczką, zagotować. Gdy to nastąpi, dodać masło, wymieszać z powstałym płynem i zdjąć z ognia. Jedną łyżkę gorącego płynu wlać do żółtek i energicznie wymieszać. Dodać żółtka do garnka, a następnie dolać również sok i skórkę z cytryny. Ponownie zagotować, cały czas mieszając, przez następne 3-4 minuty. Krem będzie miał konsystencje budyniu. Jeszcze gorący, wyłożyć na upieczony spód i przykryć folią aluminiową na czas przygotowywania bezy.

Beza: Białka z sokiem z cytryny ubić do potrojenia ich objętości. Cały czas ubijając, stopniowo dodawać cukier. Wodę połączyć w garnuszku z mąką i delikatnie podgrzać. Po mniej więcej 30 sekundach powstanie nieco "kisielowata" masa. Należy do niej dodać cukier wanilinowy i dolać do białek, w dalszym ciągu ubijając - jeszcze przez chwilę.

Masę bezową wyłożyć na cytrynowy krem. Wyrównać. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 190 stopni na 10-15 minut, dopóki nie będzie delikatnie rumiana. Wyjąć, wystudzić i wstawić do lodówki na co najmniej kilka godzin (najlepiej na całą noc).


Smakowała wyśmienicie ... zniknęła w kilka chwil :)

Tarta cytrynowa to jedna z tych smakowitości, która jest genialnym połączeniem przeciwności.
Słodki i kwaśny! Deser idealny! Uwielbiam!
Na pewno ją jeszcze zrobię, może jedynie poszukam przepisu z twardą bezą ... bo jak dla mnie ta pianka jest najsłabszym punktem ciasta.

M.

piątek, 12 lipca 2013

Lipiec

Od dziś starsza o kolejne 18 lat, a pod domem lipy pachną w tym roku wyjątkowo obłędnie!
:)

M.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Koniec czasu. Czas na Tartę!

Poszłyśmy dziś do kina, we dwie.. bo reszta ekipy z nieznanych lub znanych przyczyn zdezerterowała. Poszłyśmy licząc na kino artystyczne w stylu Baraki. Feria kolorów, obrazów - czysty zachwyt!
Olaboga!! Cóż to było .. wolę nie wspominać - męczyłam się na tym filmie już od 20-tej minuty - gdy zwątpiłam,że będzie lepiej i temat się rozkręci... a 15 minut przyglądania się lawie z hipnotyczną, niepokojąca muzyką w tle... o nie, dziękuję. Nie było niestety opcji wyjścia z sali - ze względu na nasze szeleszczące reklamówy, które mogłyby kogoś obudzić. 109 minut (no może 89)- rozmyślania o wyjściu z sali. The end of time. P.Mettlera - zdecydowanie nie na moje siły. Sztuka wyższych lotów - nie doskakuję.
Na szczęście, niedaleko są Dwie Małpy!!!
Wybierałam się tam już od dawna, bo słyszałam,że mają genialne ciasta. Nawet parę razy weszłam, zajrzałam do lodówki i oblizawszy się pomknęłam dalej (prawdopodobnie musiałam być na diecie - bo inaczej tego nie potrafię wytłumaczyć). Dziś nadszedł czas próby! Zasiadłyśmy przy różowym stoliku i już po pierwszym kęsie obie jednogłośnie uznałyśmy, że Królową wieczoru została:

Tarta cytrynowa z bezą!!!


Teraz idę szukać przepisu. Taką samą ostatnio piekli w jakimś zagranicznym Masterchef!! To chyba jakiś klasyk! Muszę się nauczyć ją piec! Muszę, muszę, muszę .... a będę do Małp będę wpadać jak tylko się da!

Dzięki E. za miły wieczór i niespodzianki z okazji ...... niechybnie nadchodzącej.
M.


poniedziałek, 1 lipca 2013

Iluzja.


Miało być lekko, było bardzo lekko. Miało być relaksująco - było. Nie spodziewałam się głębokiej treści - nie zawiodłam się. No ale wątek miłośny nieudolnie wplatany w akcję pokazał mi, że nie oszacowałam takiej ilości banału :) Brawo dla wytrawnej widowni, która jednocześnie jęknęła przy pierwszej "ściskanej" scenie. Ogólnie - taki Ocean's eleven tyle, że z magikami. Jak zwykle w takich filmach, nie spamiętałam imion i nie byłam w stanie wydedukować do końca kto, z kim, co - ale nie przeszkadzało. No i słyszałam opinię, że może warto byłoby ten film zobaczyć jednak w 3D.
Fakt - może warto, ale to rada dla innych, bo już raczej go nie obejrzę ponownie.

M.

środa, 26 czerwca 2013

Dawid Podsiadło - Comfort and happiness


Patrzę na tego młodego chłopaka... i przypomina mi się Liceum. Pewien szczególny utalentowany Ktoś. I nachodzą mnie pytania. Może gdyby trafił wtedy na odpowiednich ludzi, miałby dziś na koncie taką płytę?? Może. A może to były inne czasy i indywidualizm, w rodzącym się dopiero showbiznesiku - nie miałby racji bytu. Może. Na szczęście - podobno -  muzyka z serca zawsze się obroni. On idzie teraz swoja drogą, chyba taką jakiej chciał, co mnie bardzo cieszy. A ja wspominam dawne czasy, ten sposób bycia, konsekwencję w działaniu, wierność przekonaniom, miłość do muzyki, oryginalność zainteresowań i poglądów. Wierzę,że jest taki do dziś! I zasłuchuję się w płycie Dawida. Dla mnie jest ona tą własnie młodzieńczą niezależnością. Jest prawdziwa. Jest świeża, a sprzed lat.
Świetnie, że nie zrobili z wrażliwca papki dla mas, choć paradoksalnie masy go kochają!
Ja poproszę o więcej!
M.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Bling Ring - Sophia Coppola

fot. stopklatka.pl
Piątka amerykańskich nastolatków plądruje domy bogatych amerykanów. Dzieciakom nic nie brakuje, może poza popularnością (która jest miara człowieczeństwa) i zaspokojeniem próżnych pragnień. Pewnie robią to z nudów - przynajmniej na początku. Sprawa się rozkręca, Młodzi kradną, ćpają, piją, łamią prawo i łgają ile się da, bez mrugnięcia okiem - no i chwalą się kolejnymi podbojami i łupami na portalach. Znajomi widzą i zazdroszczą, rodzice nie widzą nic ... jazda na tej przyjemnej adrenalinie trwa w najlepsze, do czasu....
No ale kto by myślał o konsekwencjach, jak co sprytniejsi obrócą porażkę w życiowy sukces.
Zupełnie po amerykańsku.

M.

Naprawdę fajny film, świetnie obrazujący zepsucie amerykańskiego pokolenia, bo przecież to film na faktach!

niedziela, 23 czerwca 2013

Mariza - koncert.

Wygrałam bilety, znowu.
Bardzo to lubię, bo pozwala bezkosztowo zaspokoić moje kulturalne apetyty. Tym, którzy narzekają, że konkursy są ustawione, bo nigdy nic nie wygrywają - radzę jednak próbować. Mnie się udało już wiele razy i bardzo to lubię. 
Tym razem mail o wygranej, tak mnie zaskoczył, że przez roztrzepanie skompromitowałam się już w  pierwszej minucie. Chcąc wysłać informację o wygranej bliskiej osobie, przesłałam maila spowrotem do organizatora z treścią: Call me Farciara! - ups! No brawo!! Szanowna Pani brawo!! Natychmiast wysłałam kolejnego z przeprosinami i wytłumaczeniem, lecz tam chyba się tym nikt nie przejął :) ani też nie wykazał poczuciem humoru :)
No w każdym razie bilety odebrałam bez problemu i komentarzy :)
A co wygrałam?? No właśnie  Bilety na koncert gwiazdy Fado - MARIZY.

Marizę znam z tworzenia nieprzeciętnego klimatu - głownie ze Siesty Marcina Kydryńskiego.
Spodziewałam się (nie ukrywam) lekko nudnego spektaklu w nastroju mrocznym i dołującym. 
Ot błąd!! Sama  Mariza o syrenim głosie, posturze wiotkiej trzciny, w platynowym afro na głowie, z olbrzymią dawka pozytywnej energii, sympatii do widza i poczucia humoru - zaskoczyła mnie ogromnie pozytywnie! To prawdziwa gwiazda starej daty, z wielkim szacunkiem dla słuchacza, tradycji muzyki którą wykonuje, muzyków z którymi gra. Koncert był ogromna przyjemnością, pomimo tego, że nie rozumiałam prawie ani jednego słowa z tego o czym śpiewała artystka. Przeszkadzało mi to nieco, ale w pewnym momencie uznałam, że nawet jeśli śpiewa ona właśnie o wieszaniu prania i nagłym deszczu zraszającym jej prześcieradła.... zupełnie mi to nie przeszkadza bo energia i emocje płynące z jej niesamowitego i zniewalającego głosu pozwolą mi wyłączyć w głowie część analityczną. Udało się. Byłam pod wielkim wrażeniem jej wokalu. Pod wrażeniem tego, jak bardzo różniła się delikatnym, wręcz matczynym głosem snując opowieści o utworach, domu rodzinnym, tradycji fado w jakiej wyrosła, o artystach z Zielonego przylądka, luzofonii od tego jaką nieprawdopodobną moc i tembr miał jej głos gdy śpiewała. Zamyśliłam się w pewnym momencie nad tym jak byłoby genialnie posłuchać jej w jednym z klubów, o których opowiadała. Na żywo, bez mikrofonu - ciarki na plecach! W tym momencie Mariza odłożyła mikrofon i bez akompaniamentu wykonała zachwycająca tęskną pieśń. CUDO! Wielki szacunek dla wielkiej Artystki.
Idealnie kontrolując nastrój, chętnie rozmawiała  z publicznością. Nauczyła nas nawet kilku słów po portugalsku, takich podstawowych (chyba chodziło o tęsknotę, piwo, wino i coś tam jeszcze :) Zapewniała, że to nie są brzydkie wyrazy :) - które, jak stwierdziła, były wystarczające, abyśmy mogli sie udać w podróż do Lizbony.
Kolejne zadanie było trudniejsze, uczyliśmy się takiej frazy
Colha a rosa branca
Ponha a rosa ao peito* 

abyśmy mogli włączyć się do śpiewania - i udało się :) 




Koncert zakończył się również zachwycającym wykonaniem utworu znanego mi i już zrozumiałego klasyka. Smile!



Wychodziłam z Hali Orbita ze śpiewem na ustach! 
Genialne przeżycie.



M.


*uprzedzam pytania  - odnalazłam ją dopiero w domu :)