niedziela, 10 listopada 2013

Anita Lipnicka

Koncert za mną.

Nowa płyta mnie jakoś nie porwała, natomiast porwało mnie oświetlenie koncertu. Było Fantastyczne!! - dokładnie tak pomyślałam w trakcie występu. Światło grało magicznym klimatem, zdecydowanie podbijając dynamikę repertuaru. Sama wokalistka - zachwycająco zwyczajna, żartobliwa w rozmowach z muzykami i publicznością, eteryczna i oczywiście piękna. Z nowych piosenek zapamiętałam - jak to już w Rejsie klask zauważył jedną, która już znałam - i została ze mną na resztę wieczoru. Chyba najbardziej wciągnął mnie jej baśniowy nastrój, współgrający ze światłem.
Hen, hen  - jak dodała Anita (kura, kura) ;)



Piosenki przywołały wiele wspomnień. Jedne z nich wyłoniły sie z zakamarków pamięci o czasach bardzo dawnych, gdy występowała z Varius manx, a ja byłam bardzo młoda. Dzięki świetnym nowym aranżom piosenki "Zanim zrozumiesz", czy "Piosenka księżycowa" zyskały wiele blasku. Fajnie, że zagrała je na bisy. Został miły smaczek :)
Inne były całkiem świeże, sprzed kilku lat, gdy ukazał sie album "Hard land of wonder".
Melancholijny, poruszający, głęboki. Dla mnie najlepszy. Niezmiernie sie ucieszyłam, gdy pojawiły się piosenki i z niego.
Nie doczekałam sie jednak ulubionej, tytułowej "Hard land of wonder". Ale to nic, płyta - dawno nieodkurzana czeka na półce. Już inne emocje rządzą moim życiem, niemniej chętnie sięgnęłam, bo to taka prawdziwa muzyka na długie jesienne wieczory.



A pokoncertowym słowem klucz została rzeżucha.

A królem wieczoru MYRPHY'S - pycha :)

Brak komentarzy: