wtorek, 30 marca 2010

Jakiś taki Trick.


Zostałam dziś "oskarżona" o jakieś prawie nacjonalistyczne zapędy, a to w związku z tym,że znowu wybrałam się do kina na polski film. No i niech tak będzie ... że jestem jakaś taka lekko skręcona w tym kierunku. A co mi tam ... jakoś polskie kino ostatnio mnie nie odrzuca, a przeciwnie ... bardzo ciekawi.
"W chmurach" grali niestety o 15tej! więc pozostał mi dylemat wyboru między Różyczką (tu mnie korciło zobaczenie na ekranie Andrzeja Seweryna) i Trickiem (a tu piękna Karolina Gruszka i plejada aktorskich starszych i młodych gwiazd), który rozstrzygnęłam na korzyść tego drugiego.
Film był kolorystycznie dość szary (czyli standard) i ciekawy, acz powolny jak na sensację. Nawet "zbyt szybkie" rozwikłanie wszystkich wątków na końcu, przed którym ostrzegał mnie kolega, według mnie było mało dynamiczne - przynajmniej jednak bez problemu ogarnęłam je wszystkie - a czasem mam z tym problem. Podobał mi się Piotr Adamczyk - właściwe nie wiem dlaczego.. może po prostu w końcu nie widziałam w nim Papieża - jak to bywało dotychczas. Ogólnie nie było źle, choć pewnie amerykanie z takiej historyjki zrobiliby murowany sukces kasowy, ale to podejrzewam kwestia budżetu, zresztą co ja tam wiem...
Podobało mi się wystarczająco, abym nie wyszła niezadowolona.
M.

niedziela, 28 marca 2010

Zaza.


Zwykle kupuję i czytam Młodemu Człowiekowi książki, które według mnie przynajmniej są dobre, mądre, ładne i na co najmniej średnim poziomie literackim. Mało się na tym znam... ale bardzo się staram.
Czasami jednak, jak to w życiu bywa, wpadają w ręce takie perełki, że słów brak na opisanie tego co się czyta. Najbardziej jednak zatrważające jest niekłamane rozbawienie i zainteresowanie Młodego Człowieka, jakie zaobserwowałam przy czytaniu "dzieła" o którym mowa. Tak mi się nasuwa skojarzenie z disco polo - nie moja stylistyka zdecydowanie... ale jak słyszę melodię, to niestety w głowę włazi. Ta książka, to takie "literackie" disco polo. Strzeżcie się rodzice ;), bądźcie czujni, by nie przyszło Wam czytywać tych wydumanych wypocin dzieciom do snu. To jakaś mieszanka języka niusów politycznych z językiem i terminologią legend i mitów, przyprawiona kilkoma bajkowymi postaciami i odwołaniami do codziennego życia. A to wszystko zalane, jakby lukrem, koszmarnymi obrazkami w pastelowej tonacji. Co ciekawe okładka nie zapowiada dziwacznych ekscesów, jakie maja miejsce wewnątrz.
Zastanawia mnie, czy to wina nieudolnego tłumaczenia z hiszpańskiego, czy zamroczonej jakimś środkiem (mniej lub bardziej odurzającym) wyobraźni autora.

Niemniej nawet tam, można znaleźć kwiatki - jak na przykład ten opis zwierzęcia domowego trzymanego przez Ogry:

"Zaza. To najdziwniejsze z nich. Zawsze jest za kimś. Choć gdy ta osoba się obejrzy nie widzi go, bo zawsze jest za nią. Nikt nie wie jak to możliwe, ale tam jest."*

Poziom pokrętności i abstrakcji tej definicji zwala mnie z nóg.
M.

PS: żeby nie było podaję źródło * "Legendy leśne. Wróżki, smoki, krasnoludki i inni."

czwartek, 25 marca 2010

autodiagnoza o poranku


W piękny, słoneczny, niedzielny poranek - nie do końca świadomy po przegadanej całej nocy i wysączonej butelce wina - spacerowałam po leniwie budzących się do życia ulicach.
Było rześko, wiał delikatny wiatr, a ja szłam i myślałam... właściwie tylko o tym jak jest przyjemnie i jak bardzo lubię takie poranne spacery po Starym Mieście.
Gdzieś w przelocie, kątem oka zauważyłam plakat, z którego
tłusty napis pytał mnie:
- A Ciebie co powstrzymuje ??
- Mnie?? Co mnie powstrzymuje?? - zapytałam siebie.
Zamyśliłam się na chwilę wspominając długie weekendowe rozmowy z mądrymi kobietami i rozbłysła mi w głowie tylko jedna odpowiedź.
- Niestety ... to chyba Ja sama.

I jak tu dojść do ładu ze swoim życiem tej wiosny ...

M.

niedziela, 14 marca 2010

Sweet Home Wro.


Zaplanowany wyjazd udał się w 100%. Miło spędzony czas rekompensuje mi zmęczenie wywołane podróżą w "prawie wiosennej" śnieżycy.
Trudno mi się, z wielu przyziemnych powodów, zebrać by częściej podróżować samej, czy też z Młodym Człowiekiem.
Nienawidzę pakowania - jestem w tym beznadziejna... dobrze,że mam wielki bagażnik, przynajmniej zawsze upchnę setki niepotrzebnych przedmiotów, które ze mną zwiedzają Polskę.
Nienawidzę planowania trasy ... toteż zwykle gubię się, błądzę, nadrabiam drogi - jednakowoż bardzo dumna z siebie zawsze trafiam do celu ..., a czas... no cóż to nie Paryż-Dakar... czas nie gra roli :)
Nienawidzę - momentu zbierania się do wyjazdu, podejmowania decyzji,ze to już ...

Lubię natomiast bycie pomiędzy ... jazdę dokądś... zmierzanie do celu... docieranie na miejsce ... poczucie, że jestem tam gdzie zamierzałam, zmieniłam czasoprzestrzeń ... na chwilę jestem kimś innym, a może tym samym, lecz bardziej prawdziwym... zapomniałam o dawnym życiu, problemy zostały w tyle.
Mogę odetchnąć innym powietrzem, porozmawiać z innymi ludźmi ... na chwilę.

Jestem zmęczona, ale usatysfakcjonowana i ku własnemu zadowoleniu także stęskniona... za własnym domem. W końcu!

Oswojone, własne miejsce. Choć puste - jednak moje.
To dla mnie ważne.
M.

PS. Może w tym roku porwę się na te Bieszczady z Młodym Człowiekiem. Kto wie ...

wtorek, 2 marca 2010

Zaduma ...


Niedawno Młody Człowiek wprawił mnie w nastrój zastanowienia...
a dziś tragicznie smutne wydarzenie znowu przywiało wiatr zadumy.
Zmarł młodo, nagle jeden z piękniejszych radiowych głosów mojej ulubionej stacji Radia Ram - Paweł Krotoski. Około 11:30 podano informację na antenie i żartobliwe przedpołudnie ustąpiło miejsca Wielkiemu Hołdowi, jaki złożyli Pawłowi ludzie, z którymi pracował. Tylko muzyka i co pół godziny ta smutna informacja - "Odszedł porządny człowiek" - powtarzana łamiącym się głosem. Krótkie wspomnienia. Bardzo przejmujące. Jedna z redakcyjnych koleżanek powiedziała mniej więcej takie słowa: "On się zawsze dokądś spieszył, nie miał czasu. Teraz już wiem, że On miał po prostu mało czasu." Znajomi mówili o nim, że to człowiek pełen pasji, zapału, ciekawości świata i innych ludzi. Człowiek jakich mało. Miłośnik reggae i podróży. Uśmiechnięty, radosny.

Oby żył w pamięci ludzi właśnie tak, jak o nim dziś mówili. R.I.P.



Siedzę i myślę, jak kruche jest życie i jak trudno jest mi uciec od małostkowości i cieszyć się każdym dniem tak, jakby jutro nie miało dla mnie zaświecić Słońce.
Siedzę, myślę, czytam wpisy na stronie Radia ... a z oczu płyną łzy... Łzy, po - właściwie nieznajomym człowieku ... i łzy nad własną małością.


Zdaje mi się, że zmarł jeden z tych ludzi, który wiedzieli co to znaczy Żyć Dobrym Życiem. Niestety nie dane mi było go poznać.

M.