niedziela, 31 stycznia 2010

Falstart.


Słonko już od samego rana (właściwie od wczoraj) cieszyło moje spragnione światła oczy swoim blaskiem. Śnieg za oknem się topił. Pachniało wiosną! Naprawdę, choć krótko...
Młody Człowiek ma się lepiej... choć nie do końca. Liczę,że to się zmieni w kolejnych dniach. Na przykład jutro! No zobaczymy. Oby!
W związku z tą wiosenna aurą... Jakbym się obudziła z zimowego snu - nagle wezbrała we mnie chęć sprzątania. Nienawidzę tego robić - jednak uwielbiam jak już mam porządek.
W związku z tym, że bałaganiarą jestem niezgorszą - sprzątanie jest u mnie okupione ciężkimi mękami. Niby się zabieram z zapałem... a potem zawsze jest coś bardziej interesującego ... i tak jak teraz zamiast bałaganu zamkniętego w szafach ... mam bałagan na stole, podłodze... no wszędzie.
No i co teraz?? Kto wpadł na tak głupi pomysł, by zacząć sprzątanie??
Ech! To wszystko przez to Słońce!! Wyszło, przyniosło ze sobą wiosenne zapachy, zrobiło nadzieję, a potem szybko uciekło, by znowu zapadł mrok i marazm jakiś. I znowu jest -11 za oknem i ten brudny śnieg, które zniechęcają do wszelkiego rodzaju aktywności...
Normalny falstart dziś mi się zdarzył, ale muszę dokończyć ten bieg, bo ugrzęznę w klamotach.
Herbatę idę sobie zrobić.
Może jutro zakończę te męki, bo naiwnie liczę, że jutro rano też obudzi mnie błękit nieba i słoneczny blask.
M.

czwartek, 28 stycznia 2010

Spuchnięta z dumy M.


Dziś wróciliśmy zmordowani z Młodym Człowiekiem po nocnym pobycie w pewnym NZOZ. Miła Pani Doktor interweniowała w zbyt rozpychające się w jego gardle i nosie Tonsile i Adenoid (nie mam pojęcia które to które). Matka była kompletnie spanikowana, ale starała się dziecka nie zarazić swoim strachem. No i to się udało przepięknie. Młody Człowiek widział w tym świetną przygodę, której nie mógł się doczekać (robił dokumentację fotograficzną) i zirytowały go jedynie 3 godziny oczekiwania na zabieg; Matce natomiast zszargały doszczętnie nerwy. Czym tak stresowała się M., a no tym, że samej jej nikt, nigdy nie wyłączał świadomości i czucia w sposób zaplanowany i kontrolowany - toteż nie wiedziała czym to pachnie i jak smakuje to w co pakuje własnego Syna...
Cóż - okazało się (ku zaskoczeniu Młodego Człowieka), że przygoda ta dość wredna jest: Ktoś go uśpił, zmaltretował i obudził ... Jednak Młodzieniec zachował iście Arystokratyczny Spokój i opanowanie godne Królowej Angielskiej i ja M. w tym miejscu chwalę go "Bardzo publicznie" ponieważ jestem z Niego Okrutnie Dumna!
Młody Człowiek jest dzielny niczym "Rasowa Baba" - i uwaga (jeśli czytają mężczyźni) jest to najwyższej klasy KOMPLEMENT!!

M.

PS. Innym spostrzeżeniem M. jest zupełnie odmienny stan świadomości, w jaki się wchodzi powierzając komuś odpowiedzialność za życie i zdrowie własnego dziecka. Porażające.

PS2. Proszę trzymać kciuki za Rekonwalescenta.

niedziela, 24 stycznia 2010

Zaskakująca Niedziela.


Od rana dziś planowałam lenistwo ...
Dzień rozpoczął się miło. Za oknem piękny, bardzo mroźny słoneczny poranek, a w domu, w cieple, nigdzie się nie spiesząc można leżąc jeszcze w łóżku wypić gorącą KAWĘ.



Zaparzyłam podwójne espresso z mieszanką przypraw korzennych. Spieniłam ciepłe mleko. Posypałam wanilią i zmielonym karmelem ... Do tego kilka ostatnich pierników poświątecznych, ulubiona gazeta oraz spokojnie bawiący się Młody Człowiek ... poezja ... Tak lubię!

Reszta dnia również poszła zgodnie z planem. Jak na mnie lenistwo zdecydowanie się udało ...
No, z małym wyjątkiem...
Pokusiła mnie tylko monstrualnych rozmiarów Góra prania - które już od kilku tygodni czekało na bliskie spotkanie z żelazkiem. Niemniej - podłączona milionem kabelków do komputera - obejrzałam w tym czasie, prasując w jakiejś jogicznej pozycji - odcinek House'a, a Młody Człowiek wgapiał się bez słóweczka (zwykle się emocjonuje i zachęca do towarzyszenia mu w oglądaniu) w kilka odcinków Scooby Doo. Od dziś - uwielbiam Scooby Doo - oczywiście w rozsądnych dawkach - bo nie jest to najmądrzejsza bajka.

Bawiąc się dziś z Młodym Człowiekiem doznałam pewnego objawienia na własny temat.
Nie cierpię piłki nożnej ... chociaż, a może dlatego, że byłam nią skutecznie katowana przez pewien długi okres mojego życia. Nie cierpię wrzasku stadionowego i chamstwa , a już szczególnie nie cierpię jak gra Polska Liga, a nie daj Boże - Reprezentacja ... i znowu ktoś powszywał im w skarpety po 10 kilo ołowiu i rozmagnesował kompasy - więc walą w swoja bramkę i poruszają się z prędkością karawany poszukującej wody trzeci dzień ! Polska piłka jest ... słaba (delikatnie mówiąc) a inne Ligi ... hmm ..., no tu można by pooglądać - byle nie za często! Przystojni mężczyźni, wartka akcja... ale są przecież ciekawsze rzeczy do roboty, szczególnie w niedzielne popołudnia, w które te emocjonujące rozgrywki zwykle mają miejsce.
Zatem Młody Człowiek nie ma we mnie wsparcia jeśli chodzi o rozwój ducha sportowego!
I tu się myliłam ...
Młody Człowiek dostał w prezencie PIŁKARZYKI i co ?? Matka gra z nim jak szalona, drze się jak na stadionie ku niekłamanej radości Młodzieńca.
Sama się dziwię ile zapamiętałam powiedzonek komentatorów sportowych. Nasze ulubione to: Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić! Mamy niezłą zabawę i chyba mój własny syn zobaczył mnie w innym świetle. Ba! Samą siebie zaskoczyłam! Ku własnemu zdziwieniu stwierdziłam, że gdzieś wewnątrz jestem Kibicką! Widać regularne wystawianie nawet opornego delikwenta na działanie danego (nawet znienawidzonego) czynnika powoduje, że się z nim oswaja, a nawet go przyswaja! (Jest w tym wniosku pewna nadzieja, dla matek powtarzających dzieciom nad uchem jedyne najprawdziwsze prawdy życiowe!)
Całe szczęście umiałam się tym odkryciem sportowym jednak cieszyć.

Codziennie uczymy się czegoś nowego o sobie. To chyba dobrze.

Pranie pokonane, prasowanie też, lekcja lenistwa odrobiona - więc czas pójść spać, by jutro stawić czoła nowym wyzwaniom.
Oby jutro świeciło słońce ...
Oby ten tydzień przyniósł pozytywne rozwiązania ...

M.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Najgorszy dzień w roku...


Ktoś mnie dziś uświadomił (tu oko do Ktosia ;)), że dziś najgorszy dzień w roku ...
Co prawda, dziś właśnie urodził się - tyle, że 5 lat temu - Młody Człowiek - i wydarzenie to przepełnia mnie raczej radością ... jednak jakoś faktycznie dzień mnie dobił kompletnie...

Po krótkiej refleksji jednak, zupełnie wbrew swojej smętnej naturze, dostrzegam jasna stronę tego ... najgorszego z najgorszych ...
Skoro dzisiejszy dzień jest najgorszy w roku ... to znaczy, że przed nami już tylko lepsze dni!

Łyknąwszy gorzką pigułkę,czyli poprosiwszy o pomoc, kogoś kogo bardzo nie chciałam prosić... liczę, że zakończyłam zły dzień, zły okres, złe sprawy ... i teraz będzie już lepiej, i lepiej, i lepiej ...

Podłamana, aczkolwiek naiwnie wierząca w lepsze jutro, Matka dużego Młodego Człowieka
M.


PS. Ku pamięci... do naszego Stadełka dołączyła w weekend granatowa, zwinna panna z odzysku Fiolka - Fabiolka lub Jolka - jeszcze się nie zdecydowaliśmy, jak będzie się zwała...
Kropeczka została oddana na przechowanie "Dobrym ludziom" i oby miała lepszą starość niż te jazdy po wrocławskich brukach, torach i krawężnikach...

PS2: z ostatniej chwili - Młody Człowiek świętuje swoje urodziny w rytmie przebojów zespołu AQUA - pamięta ktoś takie hity jak Good Morning Sunshine, Doctor Jones czy Barbie Girl !?
Zdecydowanie kończymy ze smutami!

środa, 13 stycznia 2010

Czasem myślę sobie, że ...


... trzeba być wielkim człowiekiem, by potrafić przyjąć pomoc od kogoś, kto okrutnie nas zranił i twierdzi,że pomaga bezinteresownie ... ja nie potrafię wznieść się ponad własną dumę, choć rozsądek mówi, że należałoby skorzystać - dla mnie to byłoby to pakt z diabłem ...
Czasem myślę, że nie muszę, nie chcę być wielką ... bycie zwykłą zupełnie mi wystarcza ... tylko potem nie pojmuję czemu tyle łez i żalu kosztuje mnie pozostanie nią?
Czasem myślę, że to może strach przed ponownym zranieniem ... a czasem, że to po prostu głupota ...
Czasem myślę, że nie potrafię po prostu wybaczyć, a czasem, że nie chcę ...

Dziś nie wiem już nic ...
Dziś nie ogarniam świata, ale pomyślę o tym jutro ...


Tymczasem idę sobie zanucić "Hymn Nadziei" sprzed lat ...

Nim stanie się tak.

Myślę sobie, że
Ta zima kiedyś musi minąć
Zazieleni się
Urośnie kilka drzew
Niedojedzony chleb
W ustach zdąży się rozpłynąć
A niedopity rum
Rozgrzeje jeszcze krew.

Zimny poniedziałek
Gorącą stanie się niedzielą
To co nie pozmywane
Samo zmyje się
Nieśmiały dotąd głos
Odezwie się jak dzwon w kościele
A tego czego mało
Nie będzie wcale mniej...

Choć mało rozumiem
A dzwony fałszywe
Coś mówi mi, że
Jeszcze wszystko będzie możliwe

Nim stanie się tak
Jak gdyby nigdy nic nie było
Nim stanie się tak
JAK GDYBY NIGDY NIC


To ciągle działa... - prawda Iv?

Dobranoc
M.

wtorek, 12 stycznia 2010

M. Samo Zuo!!


Dzięki pracowitości pewnej wrednej, pełnej jadu i nienawiści "Koleżanki" (ale i własnemu niewyparzonemu jęzorowi) już od dziś wiem na pewno, że zmiana miejsca, w którym spędzam co najmniej 1/4 życia, jest nieunikniona...
Co więcej, uznana zostałam za Element, któremu nie powinno się dawać dostępu do nieskażonych wiedzą na tematy rozgrywek międzyludzkich - świeżutkich owieczek przybywających do Stadła (słowo naszego - jakoś nie przechodzi mi przez gardło!).
Mniemam, że zmiana ta dla mnie będzie ulgą i szansą na lepsze jutro, a dla udręczonych moim wiecznym niezadowoleniem członków owej społeczności - prawdziwym wybawieniem.
Wpasowywanie się w mundurek wrednej jędzy jakoś mi nie odpowiada, pozostaje więc uzbroić się w uśmiech, zamknąć paszczę na kłódkę i działać, działać, działać!
Jeszcze bardziej intensywnie zacząć pracować ...
... nad Sobą!
Pozdrawiam
M. Samo Zuo!

PS. To było trochę jak: Cios z podeszwy w nos!
Tak mi się zrymowało ładnie ...
Po wszystkim się wstaje prawda??!!

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Grafik kinowy - 2010... i wieści z zaspy


No to zrobili mi smaka...

Chyba muszę stworzyć jakiś własny grafik kinowy i zacząć planować i odhaczać poszczególne pozycje ...

H. donosi ze Stolycy, że Ciacho - jest naprawdę śmieszne ... zatem to kolejny do listy... ale to może jutro...

Dziś jestem już zbyt zmęczona i rozsądek każe się ułożyć do snu, by nabrać sił przed kolejnym porankiem który zapewne się zacznie od:
- 15 minutowego odklejania zamarzniętych uszczelek w celu otwarcia drzwi do Kropki,
- wyciągania Młodego Człowieka z pobliskiej kupy śniegu i upraszania, by jednak nie zjadał kolejnej porcji lodu ze śniegiem,
- wypychania sąsiada z zaspy,
- bycia wypychaną, przez tegoż samego sąsiada, z zaspy (grunt to samopomoc dobrosąsiedzka!) i
- gorączkowego 20 minutowego poszukiwania miejsca do zaparkowania w innej zaspie - tym razem pod przedszkolem ...
...
Śnieżny Armageddon - jak to Ktoś dziś słusznie zauważył!


Dalej lubię zimę i śnieg... jednak:
Co za dużo, to nie zdrowo!
O!
Dobranoc.
M.

niedziela, 10 stycznia 2010

Inuguracja sezonu 2010 w kinie.


Dość już o tym jedzeniu ... przynajmniej na chwilę!
Jak dawno nie byłam w kinie ... Jak na mnie to skandalicznie dawno! Ostatnio to chyba z Młodym Człowiekiem na "Reniferze Niko - co Święta ratował" - czyli chyba w grudniu. Swoją drogą to bardzo ładnie zrobiona historia z morałem, ciekawymi postaciami i interesującym podejściem do tematu posiadania Ojca hulaki. Bajka o miłości, wytrwałym dążeniu do celu i sile wiary we własne możliwości! Trzyma w napięciu, momentami jest wręcz straszna - ale Młody Człowiek - nie dość, że wytrzymał, to jeszcze mu się pierwszy raz takie emocje podobały. Wzruszająca i mądra... dlaczego zapomniałam o niej napisać? - chyba przez te święta.

Wracając do wątku... wybrałyśmy się dziś z M. przez te półmetrowe zaspy na Parnassus. Nie czytałam tym filmie zbyt wiele - jednak szum w jego sprawie obił mi się o uszy. Chciałam go zobaczyć, bo wydawało mi się, że wizualnie będzie ładny. Poza tym ciekawił mnie sposób w jaki reżyser (Terry Gilliam - ex. Monty Python) wybrnął z problemu dokończenia filmu, po śmierci odtwórcy głównej roli - Heath'a Ledger'a. Pomysł zastąpienia go przez 3 różnych aktorów wydawał się intrygujący - tym bardziej, że to śmietanka młodego aktorskiego pokolenia - Johnny Depp, Jude Law i Colin Farrell. Zabieg według mnie dał bardzo ciekawy efekt. Film rzeczywiście był ładny, efektowny, kolorowy - bardzo sugestywnie płynnie przenosił ze współczesnego Londynu do zakamarków wyobraźni. Taki typowy film do kina - w domowym zaciszu nie miał by tego uroku (no chyba, że ktoś ma projektor i salę kinową do dyspozycji:)) Niestety - historia jakoś mnie nie poruszyła, nie mówiąc o pozostawieniu w głowie jakiegoś tematu do przemyślenia. Niemniej nie narzekam za bardzo ... pierwsze koty za płoty.
M.

PS. Był jeden akcent rodem z Monty Pythona - kabaretowo-musicalowy taniec policjantów w spódnicach, którzy pojawili się w najbardziej nieoczekiwanym i absurdalnym momencie! Nie pamiętam już o czym oni tam śpiewali - bo zdrowo się uśmiałam.

Muffiny Bananowe.


Wczoraj upiekłam - Muffiny Bananowe, a właściwie babkę bananową - tylko podzieliłam ją na małe, gustowne porcyjki. Przepis jest identyczny, a wyglądają sympatyczniej :)


Muffiny bananowe z czekoladą i migdałami.
4 duże bardzo dojrzałe banany
1 jajko
25 dkg mąki
22 dkg cukru
1 łyżeczka sody oczyszczonej
5 dkg masła
garść posiekanych migdałów, czekolady lub rodzynek - dla wielbicieli przesady - wszystko naraz!

Banany rozgniatamy widelcem dodajemy cukier i mąkę, jajo, sodę - mieszamy do połączenia. Następnie wlewany ostudzone rozpuszczone masło - dokładnie mieszamy. Na koniec dodajemy ulubione bakalie lub czekoladę. (Ja użyłam jakiegoś połamanego gwiazdora - w końcu już po Świętach). Wypełniamy papilotki i pieczemy w 175 stopniach przez około 15 minut.

Prawda, że proste ?
A jakie smaczne :)

M.

sobota, 9 stycznia 2010

Spadł śnieg ...


Spadł śnieg ... i Świat nagle zwolnił.

Gruba warstwa białego puchu ściele się jak okiem sięgnąć po mieście, które wydaje się czyste i spokojne - jakby wyjęte z jakiejś bajki...
Lubię śnieg. Szczególnie, gdy siedzę w ciepłym mieszkaniu, opatulona grubym swetrem, podgryzając pierniki i popijając gorącą kawę z kardamonem i chmura mlecznej piany - jak teraz...
Wracałam wczoraj z pracy 2,5 godziny i spóźniłam się po Młodego Człowieka do przedszkola :( i gdyby nie to (i mały epizod zapominalski z pracy) powiedziałabym, że ta jazda była bardzo przyjemna...
Tak magicznie było nad Odrą



Mróz, prószący śnieg, sznury aut pełznące powoli wzdłuż białych ulic, radość Młodego Człowieka brodzącego prawie po kolana w bieli... i ten wszechobecny spokój...
Miasto skryło się pod bezpieczną,puchową pierzyną i ani myśli wyjść.
Życie toczy się powoli, bo nie ma sensu się spieszyć i tak śnieg zatrzyma wszystko ...

Czasem dobrze jest tak wyhamować... choć na chwilę, by potem mieć siłę do dalszej walki z zimowymi wieczorami, niezadowoleniem, smutkiem, złym humorem, śniegiem na aucie, cieknącą pralką, stertą prania...

Ten miesiąc obfituje w ważne zadania i wydarzenia, i czasem myślę, że już mi nie starczy na nic sił.
Może śnieg da mi chwilę wytchnienia, może zdążę, może podołam? OBY!

Póki co słucham Anny Marii Jopek i Jeremiego Przybory.
Piję kawę i łapię dystans.

M.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Rosół.


Mam pewną słabość ... Uwielbiam rosół!
Kiedy go ugotuję lub ktoś mi go podaje, potrafię zastąpić nim cały obiad, bądź jeść go przez cały dzień (dwa - jeśli wystarczy) na każdy posiłek. No tak mam i koniec...
Z innymi zupami czasem też tak miewam... ale z rosołem zawsze!

Dziś rano zajrzałam na bloga Patrycji - który ubóstwiam oglądać i czytać od jakiegoś czasu. (Polecam - jest po prostu piękny!)
Zajrzałam i ... i już wiedziałam od czego dziś nie ucieknę!
Rosół!
Cały dzień rozmyślania o rosole ... niemniej dopięłam swego!

Nawet Młody Człowiek współpracował. Jako, że Noworocznie objawił się M. jako Syn Idealny, dał się bez większego problemu (przy pomocy gałki loda blumisiowego) namówić na nudne zakupy. Uprzyjemniał je sobie oczywiście wrzucaniem mi do koszyka różnych dziwnych przedmiotów, w wyniku czego - sama nie wiem jak - stałam się posiadaczką papryki ostrej, szczypiorku suszonego i cebuli grillowanej. Dobrze, że na tym się skończyło, bo miał też w ręku przyprawę do flaków, dziwny otwieracz do wszystkiego, garnek, czajnik i jeszcze parę innych rzeczy.
W sklepie było prawie wszystko, co zgodnie z przepisem powinno wylądować w garnku ... oprócz rzeczy najprostszej - udka kurzego! Niemniej nie przeszkodziło mi to i podudzie luzowane z indyka zastąpiło kurze.
W przydomowym "supermarkecie" nabyłam nawet białe miseczki do zupy - bardzo podobne do tych, które są na zdjęciach!
(Nie ma to jak kompletnie zwariować. No ok - może nie kompletnie - garnki też były podobne, a nie kupiłam!)

Przyszliśmy do domu ... i zaczęło się gotowanie!
Oczywiście ambitny plan "jedno laboratorium z PowerPointa dziennie" - poległ pod naporem Rosołu.

Minęły dwie godzinki z haczykiem ... i jest...



Jak dla mnie rewelacja... aromatyczny, klarowny, z wyczuwalnym lecz delikatnym posmakiem wrzuconych ziół i przypraw.
Mistrzostwo świata! Właśnie zjadam drugą miskę!

This soup warmed my soul!

Dziękuję Patrycjo!
M.

piątek, 1 stycznia 2010

Szczęśliwego Nowego ...


Już Nowy Rok!

Powitałam go w radosnej, spokojnej atmosferze spoglądając z wałów nad Odrą na piękne fajerwerki wokoło.
Wrażenie niezwykłe - coś jakby z bezpiecznej odległości oglądać rozbawiony tłum i czuć energię jaką daje mu radość zabawy, ale nie mieć ni potrzeby, ni ochoty dołączyć do harców ... bo tak jak jest ... jest dobrze.

Młody Człowiek był chyba najbardziej zachwycony !!!
Chociaż 15 minut przed północą deklarował chęć dobrowolnego położenia się spać we własnym łóżku! - to już pół godziny później wyszedł z niego urodzony Wodzirej niezmordowanie zagrzewający do zabawy dość statyczne towarzystwo. Nie mówiąc o bombardowaniu śnieżkami wesołych, przygodnie napotkanych na wałach, uczestników zabaw Sylwestrowych, z rozbrajającym uśmiechem na ustach i życzeniami Szczęśliwego Nowego Roku!
Baterie skończyły się około 1,30.
Sądzę, ze to nieźle jak na jego 5 (już!) lat. :)

Miniony rok był dla mnie i zaskoczeniem, i zmaganiem ze sobą, i ważnymi decyzjami.
Pozwolił mi na wyciszenie emocji, uzyskanie względnego spokoju w sobie i chyba pogodzenie z zaistniałymi w moim życiu faktami.
Bez wybuchów radości ale i, na szczęście, bez dramatów.
Był ważną lekcją.

Nowy Rok - rozpoczęliśmy z Młodym Człowiekiem bardzo leniwie i bardzo zgodnie, około południa! Oby z tą zgodą tak pozostało, bo przyda się sprawne, spokojne i niespieszne ogarnianie rzeczywistości, gdy tyle do zrobienia w kolejnych miesiącach.
Ten rok będzie rokiem zamknięcia zaległych spraw i (liczę) ważnych zmian, których mam zamiar być autorką - bo podobno " nasze życie w naszych rekach".

Życzę Wszystkim:
Zdrowia, Wytrwałości, Konsekwencji, Odwagi, Spełnienia, Miłości i Uśmiechu!


Szczęśliwego Nowego ... nie tylko Roku!
M.