niedziela, 28 lipca 2013

Smak curry.


Bardzo zachwalany film nowohoryzontowy. Indie (Bombaj), tłok, brud, kolory, smaki, zwykła miłość zwykłych ludzi, zwykłe przypadkowe zdarzenia, zwykły obiad - a jednak nie do końca zwykły. Ciepła historia z morałem - by brać życie we własne ręce- opowiedziana z dozą przyjemnego humoru. Bez zaskoczenia, bez zawodu. 
Najbardziej z tego filmu pamiętam, to że chciałam zjeść wszystko co ugotuje główna bohaterka... 
Ach! no i ten piekielny upał na sali!!!


M.

sobota, 27 lipca 2013

Holy Motors.

Miało być "dziwnie".. było "dziwnie" - nieszablonowo.
Długo próbowałam zrozumieć, o co chodziło...
Główny bohater (jak się okazało nie tylko on) zarabia  wcielając się w role osób ważnych dla klientów i odgrywając z nimi znaczące wydarzeniach z życia. Wszystko zorganizowane jest pieczołowicie, z wielką dbałością o szczegóły wizerunku, miejsca, tak by zleceniodawcy mogli przeżyć te chwile ponownie świadomie, chłonąc każdą minutę. Z poszczególnych historii wyziera smutek i samotność ludzi współczesnego świata. Ta samotność w tłumie  i pogoń za wygodniejszymi rozwiązaniami zdają się być całym sensem filmu, świetnie spointowanym ostatnią sceną.
Obraz zostaje w głowie - ale czy mnie zachwycił ...? Ciągle nie wiem co o nim sądzić.

M.

piątek, 26 lipca 2013

Panie, Panowie: ostatnie cięcie.

Najzwyklejsza - Love story, ale jak przyrządzona?? Smakowity kąsek dla fanów kinowej klasyki! Genialna rozrywka powodująca szeroki uśmiech przez ponad 80 minut trwania filmu. Mistrzowski miks 50 filmów różnych gatunków i stylów z najlepszą obsadą, jaką znała historia. Od "Casablanki" - do "Max Maxa", od Charliego Chaplina po Królewnę Śnieżkę; od melodramatu po kryminał.
Chcę to zobaczyć po raz kolejny, najlepiej natychmiast!!
Za takie pomysły kocham kino.
Must see na słaby humor :)
Dodaj napis


M.

PS. Dodam tylko, że film był wyświetlany na Rynku, w cudowny, ciepły letni wieczór.
Dziewczyny zajęły mi genialne miejsca, komary nie gryzły :) Idealnie! No i film miał polskie akcenty, a jakże.

wtorek, 23 lipca 2013

Drożdżówka cytrynowa - odrywana

Ciasta mi się zachciało .... pysznej drożdżówki. Ostatni niestety ciągle mi coś nie wychodziło, najczęściej opadała. Owoce za ciężkie, czy co?? Szukałam ciekawego przepisu i znalazłam. Ciasto genialne! Przepyszne, wilgotne, słodkie - idealne!! No i nie opadło!!


Drożdżówka cytrynowa Moje wypieki.
Składniki:
  • 2 i 3/4 (350g) szklanki mąki pszennej
  • 1/4 (50g) szklanki cukru
  • 2 i 1/4 łyżeczki drożdży suchych (9 g) lub 18 g drożdży świeżych
  • szczypta soli
  • 1/3 szklanki mleka
  • 55 g masła
  • 1/4 szklanki wody
  • 1 i 1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
  • 2 duże jajka
Cytrynowa posypka:
  • 1/2 szklanki cukru (można dać trochę mniej)
  • 3 łyżki otartej skórki z cytryny (z 3 cytryn)
  • 1 łyżka otartej skórki z pomarańczy
Ponadto:
  • 55g rozpuszczonego masła
Dwie szklanki mąki wymieszać z cukrem, drożdżami i solą w misce miksera. Mleko z masłem mocno podgrzać, aż masło się rozpuści, zdjąć z palnika, dodać wodę i odstawić aż troszkę przestygnie - dodać wanilie i wymieszać. Wlać do miski z mąką i wymieszać łopatką. Wyrabiać mikserem dodając jajka po jednym. Dodać następne 1/2 szklanki mąki i jeszcze chwilkę wyrabiać, aż ciasto będzie miękkie i gładkie (ale ciągle lepiące).
Przełożyć na posypaną mąką stolnicę i wyrabiać kilka minut, podsypując ewentualnie pozostalą mąką - końcowe ciasto powinno być miekkie i elastyczne jak plastelina i nie kleić się do rąk. Przełożyć do miski, przykryć i zostawić w ciepłym miejscu na 1 godzinę, aż podwoi swoją objętość.

W tym czasie wymieszać cukier ze skórkami cytrusowymi w małej miseczce, rozpuścić masło i wysmarować masłem foremkę keksową 22 x 12cm.

Wyrośnięte ciasto przełożyć na stolnicę, rozwałkować na prostokąt o wymiarach 50 x 30cm, posmarować masłem i pokroić na 5 poprzecznych pasów (30 x 10cm). Rozsypać na pierwszym 1,5 łyżki mieszanki cukru ze skórkami, przykryć drugim i tak dalej, kończąc na warstwie cukru. Teraz pokroić ciasto znowu w poprzek na 6 równych pasków (10 x 5cm) i układać je na sztorc w keksówce.  Powinno zostać trochę luźnego miejsca po bokach. Przykryć i zostawić do ponownego wyrośnięcia na około 45 - 60 minut.
Rozgrzać piekarnik do 180ºC, piec około 30 minut, aż ładnie się zrumieni na wierzchu. Przestudzić w formie 15 minut, wyjąć i ewentualnie polukrować.  

Zdjęcia takie na szybko z telefonu - potem podmienię :)



Patrzę na nią i myślę, że jestem mistrzynią. To nieprawda... ale jaka miła :)
M.

niedziela, 21 lipca 2013

Był sobie dzieciak.

Powstanie warszawskie ... ciut inaczej. Myślałam długo zanim postanowiłam napisać, że nie zachwycił mnie ten film, nie poczułam go, nie poruszył, jak zapewne miał.
Tyle...

M.

sobota, 20 lipca 2013

Nowe Horyzonty. Shirley - wizje rzeczywistości.


W tym roku festiwal nie emocjonował mnie tak, jak w latach poprzednich. Jestem totalnie nieprzygotowana i co gorsza w ogóle mnie to nie martwiło - do dziś. Jakiś czas temu wygrałam bilety na koncert - i pięknie, przez własne gapiostwo, je straciłam na rzecz innego słuchacza radia.(dobrej zabawy życzę :)) Po prostu nie odebrałam ich w ciągu 14 dni i przepadły! Zatem koncert stoi pod wielkim znakiem zapytania. Jedyne co rozważam to Funky New Orleans - z Wrocławia. Zobaczymy. Karnetu - jak w ubiegłym roku 0 niestety nie wygrałam. Do zakupu biletów zabierałam się jak do jeża i w końcu nie kupiłam nic - to na szczęście jest do nadrobienia. Za to w prezencie urodzinowym dostałam bilet na Shirley- wizje rzeczywistości. Jeszcze raz dziękuję. :)
Wybrałyśmy się do kina po sympatycznym obiedzie w Vedze i słodkościach u Dwóch Małp. Tak, tak - tarta cytrynowa była :)
Przed seansem załapałyśmy się na lampkę wina - które o dziwo mi smakowało. Fartownie trafiły się nam dowolne miejsca do wyboru ... zatem ostatni rząd nasz ... ekscytacja i oczekiwania wobec filmu były wielkie... i zaczął się.
Inspiracją do powstania filmu były obrazy Edwarda Hoppera. Pełne pięknych barw i magicznego światła, zatrzymane na płótnie zwykłe historie. Reżyser z obrazów ułożył historię życia pewnej kobiety. Wyjściowym kadrem każdej sceny, był obraz, który autor ożywiał i ubierał w rozważania głównej bohaterki. Ożywione obrazy pieczołowicie oddawały piękno martwych olejnych pierwowzorów. Sam film, jako zespolenie obrazu, dźwięku i opowiadanej historii, niestety był nużący. Nie to jednak najbardziej mnie zawiodło, liczyłam się bowiem,że to kino artystyczne i rzeczy których nie rozumiem, nie odczuwam podobnie mogą nużyć. Najbardziej zadziwiło i rozczarowało mnie to, że te obrazy i historie wydawały się bardzo smutne,a mnie obrazy Hoppera kojarzą się ze spokojem, ale podszytym pozytywnymi uczuciami. I tutaj moja laicka i dowolna interpretacja dzieła - rozminęła się z wizją reżysera. Niemniej dalej uważam, że odwzorowanie wizualne rzeczywistości z obrazów, było genialne.
No i sam Festiwal i jego niepowtarzalna atmosfera powoduje, że jednak chciałabym zostać wchłonięta przez kino. Zmykam szukać seansu wartego spędzenia 2 godzin w ciemnej sali i na pewno wybiorę się na Rynek - choć komary tną jak szalone.

M.

czwartek, 18 lipca 2013

Tarta cytrynowa z bezą

Zaczarowana smakiem tarty jaką jadłam u "Dwóch małp" postanowiłam drugie 18te urodziny uczcić tym deserem idealnym!
Przepis wzięłam od Kamilki, jak rzadko - bo zwykle coś kombinuję ;) - zrobiłam wszystko dokładnie według wskazań i oto ONA!



SKŁADNIKI:
180g mąki
110g zimnego masła
35g zimnej margaryny
pół łyżeczki soli
40 ml zimnej wody (zużyłam mniej)

30g mąki ziemniaczanej
260g cukru pudru
1/4 łyżeczki soli
270ml wody
55g masła
4 żółtka
70ml soku z cytryny
łyżeczka startej skórki z cytryny

4 białka
szczypta soli
1 łyżeczka soku z cytryny
110g cukru pudru
2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
70g wody
1 łyżeczka cukru wanilinowego

Ciasto: składniki z pierwszej listy szybko zagnieść na gładkie ciasto. Formę do tarty wysmarować masłem i rozprowadzić przygotowane ciasto na dnie i bokach. Wstawić na minimum godzinę do lodówki, a następnie piec przez 20-25 minut w temperaturze 190 stopni.

Krem: w małym garnku wymieszać mąkę, cukier i sól. Dolać wodę i postawić na niezbyt wielkim ogniu. Tu następuje dość mozolny proces. Mieszając cały czas trzepaczką, zagotować. Gdy to nastąpi, dodać masło, wymieszać z powstałym płynem i zdjąć z ognia. Jedną łyżkę gorącego płynu wlać do żółtek i energicznie wymieszać. Dodać żółtka do garnka, a następnie dolać również sok i skórkę z cytryny. Ponownie zagotować, cały czas mieszając, przez następne 3-4 minuty. Krem będzie miał konsystencje budyniu. Jeszcze gorący, wyłożyć na upieczony spód i przykryć folią aluminiową na czas przygotowywania bezy.

Beza: Białka z sokiem z cytryny ubić do potrojenia ich objętości. Cały czas ubijając, stopniowo dodawać cukier. Wodę połączyć w garnuszku z mąką i delikatnie podgrzać. Po mniej więcej 30 sekundach powstanie nieco "kisielowata" masa. Należy do niej dodać cukier wanilinowy i dolać do białek, w dalszym ciągu ubijając - jeszcze przez chwilę.

Masę bezową wyłożyć na cytrynowy krem. Wyrównać. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 190 stopni na 10-15 minut, dopóki nie będzie delikatnie rumiana. Wyjąć, wystudzić i wstawić do lodówki na co najmniej kilka godzin (najlepiej na całą noc).


Smakowała wyśmienicie ... zniknęła w kilka chwil :)

Tarta cytrynowa to jedna z tych smakowitości, która jest genialnym połączeniem przeciwności.
Słodki i kwaśny! Deser idealny! Uwielbiam!
Na pewno ją jeszcze zrobię, może jedynie poszukam przepisu z twardą bezą ... bo jak dla mnie ta pianka jest najsłabszym punktem ciasta.

M.

piątek, 12 lipca 2013

Lipiec

Od dziś starsza o kolejne 18 lat, a pod domem lipy pachną w tym roku wyjątkowo obłędnie!
:)

M.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Koniec czasu. Czas na Tartę!

Poszłyśmy dziś do kina, we dwie.. bo reszta ekipy z nieznanych lub znanych przyczyn zdezerterowała. Poszłyśmy licząc na kino artystyczne w stylu Baraki. Feria kolorów, obrazów - czysty zachwyt!
Olaboga!! Cóż to było .. wolę nie wspominać - męczyłam się na tym filmie już od 20-tej minuty - gdy zwątpiłam,że będzie lepiej i temat się rozkręci... a 15 minut przyglądania się lawie z hipnotyczną, niepokojąca muzyką w tle... o nie, dziękuję. Nie było niestety opcji wyjścia z sali - ze względu na nasze szeleszczące reklamówy, które mogłyby kogoś obudzić. 109 minut (no może 89)- rozmyślania o wyjściu z sali. The end of time. P.Mettlera - zdecydowanie nie na moje siły. Sztuka wyższych lotów - nie doskakuję.
Na szczęście, niedaleko są Dwie Małpy!!!
Wybierałam się tam już od dawna, bo słyszałam,że mają genialne ciasta. Nawet parę razy weszłam, zajrzałam do lodówki i oblizawszy się pomknęłam dalej (prawdopodobnie musiałam być na diecie - bo inaczej tego nie potrafię wytłumaczyć). Dziś nadszedł czas próby! Zasiadłyśmy przy różowym stoliku i już po pierwszym kęsie obie jednogłośnie uznałyśmy, że Królową wieczoru została:

Tarta cytrynowa z bezą!!!


Teraz idę szukać przepisu. Taką samą ostatnio piekli w jakimś zagranicznym Masterchef!! To chyba jakiś klasyk! Muszę się nauczyć ją piec! Muszę, muszę, muszę .... a będę do Małp będę wpadać jak tylko się da!

Dzięki E. za miły wieczór i niespodzianki z okazji ...... niechybnie nadchodzącej.
M.


poniedziałek, 1 lipca 2013

Iluzja.


Miało być lekko, było bardzo lekko. Miało być relaksująco - było. Nie spodziewałam się głębokiej treści - nie zawiodłam się. No ale wątek miłośny nieudolnie wplatany w akcję pokazał mi, że nie oszacowałam takiej ilości banału :) Brawo dla wytrawnej widowni, która jednocześnie jęknęła przy pierwszej "ściskanej" scenie. Ogólnie - taki Ocean's eleven tyle, że z magikami. Jak zwykle w takich filmach, nie spamiętałam imion i nie byłam w stanie wydedukować do końca kto, z kim, co - ale nie przeszkadzało. No i słyszałam opinię, że może warto byłoby ten film zobaczyć jednak w 3D.
Fakt - może warto, ale to rada dla innych, bo już raczej go nie obejrzę ponownie.

M.