sobota, 20 lipca 2013

Nowe Horyzonty. Shirley - wizje rzeczywistości.


W tym roku festiwal nie emocjonował mnie tak, jak w latach poprzednich. Jestem totalnie nieprzygotowana i co gorsza w ogóle mnie to nie martwiło - do dziś. Jakiś czas temu wygrałam bilety na koncert - i pięknie, przez własne gapiostwo, je straciłam na rzecz innego słuchacza radia.(dobrej zabawy życzę :)) Po prostu nie odebrałam ich w ciągu 14 dni i przepadły! Zatem koncert stoi pod wielkim znakiem zapytania. Jedyne co rozważam to Funky New Orleans - z Wrocławia. Zobaczymy. Karnetu - jak w ubiegłym roku 0 niestety nie wygrałam. Do zakupu biletów zabierałam się jak do jeża i w końcu nie kupiłam nic - to na szczęście jest do nadrobienia. Za to w prezencie urodzinowym dostałam bilet na Shirley- wizje rzeczywistości. Jeszcze raz dziękuję. :)
Wybrałyśmy się do kina po sympatycznym obiedzie w Vedze i słodkościach u Dwóch Małp. Tak, tak - tarta cytrynowa była :)
Przed seansem załapałyśmy się na lampkę wina - które o dziwo mi smakowało. Fartownie trafiły się nam dowolne miejsca do wyboru ... zatem ostatni rząd nasz ... ekscytacja i oczekiwania wobec filmu były wielkie... i zaczął się.
Inspiracją do powstania filmu były obrazy Edwarda Hoppera. Pełne pięknych barw i magicznego światła, zatrzymane na płótnie zwykłe historie. Reżyser z obrazów ułożył historię życia pewnej kobiety. Wyjściowym kadrem każdej sceny, był obraz, który autor ożywiał i ubierał w rozważania głównej bohaterki. Ożywione obrazy pieczołowicie oddawały piękno martwych olejnych pierwowzorów. Sam film, jako zespolenie obrazu, dźwięku i opowiadanej historii, niestety był nużący. Nie to jednak najbardziej mnie zawiodło, liczyłam się bowiem,że to kino artystyczne i rzeczy których nie rozumiem, nie odczuwam podobnie mogą nużyć. Najbardziej zadziwiło i rozczarowało mnie to, że te obrazy i historie wydawały się bardzo smutne,a mnie obrazy Hoppera kojarzą się ze spokojem, ale podszytym pozytywnymi uczuciami. I tutaj moja laicka i dowolna interpretacja dzieła - rozminęła się z wizją reżysera. Niemniej dalej uważam, że odwzorowanie wizualne rzeczywistości z obrazów, było genialne.
No i sam Festiwal i jego niepowtarzalna atmosfera powoduje, że jednak chciałabym zostać wchłonięta przez kino. Zmykam szukać seansu wartego spędzenia 2 godzin w ciemnej sali i na pewno wybiorę się na Rynek - choć komary tną jak szalone.

M.

2 komentarze:

Ivt pisze...

za rok! za rok festiwal znów będzie nasz!

M. pisze...

Trzymam Cię za słowo!!!!!