czwartek, 29 kwietnia 2010

Na zakręcie.


Pamiętam ten koncert, wielokrotnie go oglądałam... nigdy nie przypuszczając, jak bardzo bliskie będą mi kiedyś teksty i uczucia z piosenek Agnieszki Osieckiej.
Wczoraj bezsenna noc - przy pełni księżyca... dziś lekka panika o to, co będzie jutro.
Wieczorny nastrój - "Na zakręcie".
Podobno za każdym zakrętem jest prosta.
Dzięki Iv.
M.




PS.
Uwielbiam Krystynę Jandę odkąd widziałam ją śpiewająca na żywo... nie widziałam chyba nigdy nikogo tak przekonującego.
Druga moja faworytką jest Kasia Nosowska z płytą N/O cud, miód - po prostu.

niedziela, 25 kwietnia 2010

Idealny dzień Słomianej Matki.


Ostatnio czas dla mnie nie najlepszy ... jednak zdarzają się uśmiechy spokojnego losu - dni takie jak ten.
Ja Matka M. bywam często z powodów obiektywnych - Matką Słomianą - co też ma miejsce obecnie, gdyż Młody Człowiek zapakowawszy najpotrzebniejsze rzeczy - czyli wielkie pudło klocków i hulajnogę - udał się z wizytą na Daleką Północ. Matka natomiast ... nagle stała się po prostu M. i postanowiła spędzić dzień najprzyjemniej jak się da.

Zupełnie inaczej niż zwykle zjadłam śniadanie z przyjaciółką... tak po prostu w kuchni przy stole - chleb, masło, dżem, kawa - nic specjalnego, i rozmowa też zwyczajna. Takie proste ... a jak wiele znaczy.
Potem niespiesznie spakowawszy torebkę oraz aparat wyruszyłam tramwajem - by zmienić perspektywę - do Centrum.
Po 6. godzinach leniwego spacerowania uliczkami Starego Miasta, Ostrowa Tumskiego, alejkami Ogrodu Botanicznego; po wizycie w Auli Leopoldyńskiej UW i wdrapaniu się na Wieżę Matematyków; po obiedzie w studenckiej Bazylii i pysznych lodach w zaułku na tyłach Ratusza - w Lodziarni Barton (swoją drogą najlepsze lody, a mają chyba najfatalniejsze logo jakie widziałam), rozgrzana słońcem, owiana wiatrem, z uśmiechem w sercu, wróciłam ze spaceru po Moim mieście.
Dziś pierwszy raz poczułam się dokładnie jak u siebie... pierwszy raz odkąd tu mieszkam wyszłam na miasto i spotkałam znajomych :) Dziwne i miłe uczucie zarazem.

Uwielbiam to miasto i ono mnie jakoś traktuje łagodnie ...
i takie jest piękne.


M.

PS: Na skołatane nerwy, rozbiegane myśli, rozterki życiowe, czy ogólne zmęczenie - polecam leżenie z bosymi stopami na trawie w Ogrodzie Botanicznym. Można do tego dodać jakąś miłą lekturę i nowe spojrzenie na świat gotowe.
Ja dziś urządziłam sobie powrót do rzeczywistości sprzed ... hmmm ... 15 lat! i zabrałam ze sobą "Opowieści o konopiach i famach" Cortazara - krótkie, dziwne, tajemnicze, zabawne i zastanawiające historyjki o dziwacznych stworkach.
Wróciły zatarte wspomnienia beztroskich lat. Uśmiechnęłam się do nich i schowałam głęboko w pamięci - na potem. Książkę odłożyłam na półkę obok egzemplarza, który kiedyś własnoręcznie przepisałam. Szaleństwo! - Takie prawo młodości. :)

sobota, 17 kwietnia 2010

rzeczone jutro ...


Słońce dopisało. Po kinie - pełnym smoków, pachnącym obiedzie i stwierdzeniu, że Młody Człowiek, choć bardzo "niewyraźny", to jednak do spaceru chętny niebywale, udaliśmy się na krótką przechadzkę przez miasto.
Żałobne flagi łopoczą na wietrze, płoną znicze. Poza szmerem rozmów, szumem przejeżdżających aut i śpiewem ptaków - dziwna, smutna cisza. A wokoło liście się klują zielone ... Pierwsze motyle przysiadają na chodniku ... Kwitną forsycje, stokrotki, żonkile, tulipany, bratki ... obsypuje się już powoli kwiecie z drzew ... Białe chmurki pasą się spokojnie na błękicie nieba nieskażonego żadną podejrzana chmurą pyłu ... Dzieci się śmieją, zakochani całują ...
Przyroda rozkwita, życie goni do przodu ... Pomimo.



Ja wyczekuję w napięciu poranka, by sprawdzić, czy Młody Człowiek obudzi się w pełni sił, czy też choroba nas zmusi do siedzenia w domu. Ot taka zagadka.

M.

PS. Po filmie zastanawiam się, czy nie kupić dziecku takiego fajnego, skórzastego, czarnego smoka rasy: Nocna Furia. Może by i mnie kiedyś tak przewiózł pomiędzy chmurami. Ech!

piątek, 16 kwietnia 2010

jutro będzie lepiej ...


Wiosna przyszła...
Wczoraj stwierdziłam z wielkim zdziwieniem, że kwitną już drzewa owocowe ...
Kiedy to się stało? - Nie wiem. Przegapiłam pękające pąki ...
Gdy wokoło smutek, łzy, deszcz i niepogoda tyle nam umyka ...
a tymczasem życie płynie nieubłaganie i trzeba się po nim ciekawie rozglądać codziennie ...
Może jutro uda się wyruszyć z aparatem na poszukiwanie młodych, zielonych liści ... chociaż plany może pokrzyżować chmura płynąca nam gdzieś nad głowami.
Ech, wszystko wbrew ...

Dziś miałam dzień chyba na starych bateriach - ledwo zipałam... Nawet perspektywa rozpoczętego weekendu nie bardzo dodała mi werwy. Placki ziemniaczane na obiad rozleniwiły mnie już dokumentnie, a gulasz i rosół na jutro spowodowały, że pachnie u mnie spokojnym, niedzielnym przedpołudniem ... tak lubię. Zatem idę siedzieć na kanapie, na tyle mnie już tylko stać!
A jutro kino z młodym człowiekiem zmęczonym poważnymi tematami i minorowymi minami dorosłych, potem spacer, a po spacerze rosół będzie jak znalazł... bo nie za ciepło jeszcze...
To czekam na jutro ... bo ... jutro będzie lepiej...
M.

PS. Bardzo mnie ciekawi: Z czym jadacie placki ziemniaczane?

sobota, 10 kwietnia 2010

['] ['] [']



Moja głowa nie obejmuje tego co widzę dziś od rana w telewizji.

Fatalne miejsce po tylu latach zabrało znowu tylu wspaniałych Polaków.

Niech spoczywają w pokoju.

['] ['] [']

M.