niedziela, 30 maja 2010

BRACIA.


Młody Człowiek wrócił z "wakacji zdrowotnych" u Babci. Dziwnie jest jak go nie ma, dziwnie jest jak wraca. Chwilę zawsze potrzeba by złapać nasz rytm normalności. Czasem mi go szkoda, bo ciągle gdzieś wyrusza, albo skądś wraca. Na szczęście lubi wracać, tęskni za domem - to chyba oznacza, że tu się czuje bezpiecznie. I chyba o to chodzi. Tym się pocieszam.

Ostatnie chwile beztroskiej wolności spędziłam w kinie na filmie BRACIA. Jima Sheridana. Tym razem poszłam na dramat, bo raz że taki gatunek lubię, a dwa - w niedzielę na & the City 2" i "Disco Robaczki" więc tam rozsiadła się większość kinowej publiczności, zatem na mojej sali panowała przemiła pustka. A sam film... nie będę się siliła na opisanie treści, bo mi to nie wychodzi. Powiem krótko: świetna gra aktorska Natalie Portman i Tobey'ego Maguire'a. Przystojny jak nie wiem co - smutnooki Jake Gyllenhaal. Bardzo złożona historia - film o wojnie, miłości, oddaniu, poświęceniu, zasadach, ludzkich słabościach, rodzinie, cierpieniu. Koszmarnie przejmujący i poruszający, mądry i niedopowiedziany. Rewelacja!

M.

PS: Zapomniałabym o ważnym elemencie. Muzyka. Jakoś niewiele jej zapamiętałam z filmu. Często było cicho - aż słyszalne były dźwięki z sąsiedniej sali -co podsycało dramatyzm sytuacji - jednak jeśli już była muzyka to była dobrze dopasowana - the Frey i U2. Świetny zestaw. Chyba postaram się przesłuchać całość Soundtracku.

3 komentarze:

Unknown pisze...

Oh, ja też chcę do kinaaaaaa! :))

Mała Mi pisze...

Właśnie... myślę o tym filmie... ale to taki dramatyczny dramat... i ja nie wiem czy chcę płakąć na nim... i się dołować... Za to widzialam "I love Philip Morris" :) i polecam :) opiszę u siebie :)

M. pisze...

Boję się tego Phlippa Morrisa że będzie głupawą komedią w jakich zwykle występuje Jim Carrey - chociaż nie podważam jego talentu aktorskiego to irytuje mnie jego "głupawy uśmieszek" - chociaż Ewan mnie kusi i podobała mi się reklama filmu w kinie. Może jutro się min odtruję po chorobowym amoku. :)