czwartek, 3 czerwca 2010

I love You Phillip Morris


Jakiś czas temu widziałam zwiastun tego filmu w kinie i jak to zwykle robię - wyciągnęłam notesik zapisując tytuł by nie zapomnieć go obejrzeć (swoja droga muszę dziwnie wyglądać z długopisikiem i karteczką - ale co tam - ciemno jest ;)). Ten plakat


źródło: filmweb.pl

absolutnie nie oddaje klimatu filmu i wydaje mi się, ze zbłądzi na niego część ludzi poszukujących łatwej rozrywki - tym bardziej, że film jest promowany jako prześmieszna, przekomedia!! którą nie jest!! Komediodramat owszem - ale o tym doczytałam dopiero wróciwszy z kina. Sama idąc obawiałam się, że Jom Carrey jakiego nie cierpię - czyli ten robiący głupie miny i prostackie żarty - zdominuje wszystko. Mimo wszytko zachęcona pierwszym przeczuciem, które podparła Mała Mi w komentarzu do mojego poprzedniego posta, poszłam. Raz kozie śmieć - czasem trzeba zaryzykować!!
No i ... uwielbiam takie zaskoczenia!!! Film z humorem niepozbawiony refleksji życiowej. Rewelacyjni aktorzy Jim Carrey, Ewan McGregor i Rodrigo Santoro (pamiętam go z roli Karla w "To właśnie miłość")- naprawdę byłam skłonna uwierzyć, że są gejami - choć nie bez żalu - bo Ewan jest dla mnie fantastycznym mężczyzną :) Szacunek dla Jima Carreya, który po raz kolejny udowodnił mi, ze wielkim aktorem jest! - tak świetnym, że potrafiłam zapomnieć o niechęci jaką do niego żywiłam swego czasu.
Świetna satyra na amerykański niedoskonały system prawny i łatwość z jaką pomysłowi cwaniacy mogą tam żyć jak sobie zamarzą. Najbardziej zadziwiające dla mnie jest to, że to podobno prawdziwa historia!
Polecam! ale nie liczcie, że boki zerwiecie ze śmiechu. To ciekawe, inteligentne kino.

M.

2 komentarze:

Unknown pisze...

Hmmm. Mnie reklama tego filmu raczej irytowała, ale skoro powiadasz, że warto... to muszę to przemyśleć.

M. pisze...

Nie wierz mi do końca... poczekaj co napisze Mała Mi - obiecała :)