środa, 16 czerwca 2010

Thirtysomething.


Słomianą Matką bywam ostatnio dość często, a to z powodu rozszalałych żarłocznych wirusów grasujących wokoło, z którymi Młody Człowiek ciągle się zaprzyjaźnia, w efekcie czego jest przymusowo internowany w różne zaprzyjaźnione miejsca, by owe paskudy nie mogły go odnaleźć. Niestety nieskuteczne te kryjówki! Ech! Nie ustajemy w walce!
W każdym razie mam dużo czasu na rozmyślanie i mało chęci na działanie. Myślę, myślę i dochodzę do wniosku, że w wieku trzydziestukilku lat los, przeznaczenie, zbiegi okoliczności, koleje zdarzeń .. czy jakkolwiek by to nazwać ... sprowadziły mnie do punktu, w którym muszę zaliczyć repetę z życia dwudziestolatki. Na siłę oddano mi czas dla siebie, którego zdawałam się nie potrzebować. I co? I nico! Sytuacja nie do ogarnięcia - okazała się być zbawienną dla nauki akceptacji i szacunku dla siebie, poznania swoich potrzeb, wyciszenia i pokochania bycia tylko ze sobą. Dla poczucia się autonomicznym bytem i odkrycia wagi relacji z innymi ludźmi. Trudna lekcja, ale potrzebna, by móc dalej pełniej żyć.
Mam te swoje thirtysomething i gdy słucham, jak niektórzy bardzo chcieliby się cofnąć do młodzieńczych beztroskich lat to myślę, że mnie to nie dotyczy. Dobrze, że jestem tu gdzie jestem ... znam siebie lepiej i chciałabym mieć pewność, że wiem czego chcę. Teraz pozostaje tylko uwierzyć, że wszystko jest możliwe i gdy zdarzy się okazja to będę potrafiła ją wykorzystać.
Gdzie będę za 10 lat?? Nie wiem... ale czekam, już nie ze strachem, ale z ciekawością. Życie szykuje nam różne niespodzianki. Czasem zaskakująco każe powtarzać niezdane egzaminy i uzupełniać nieodrobione lekcje. Czasem zmusza do łez i wysiłku, a czasem głaszcząc nas po głowie błogo się uśmiecha. Wszystko podobno ma jakiś cel. Oby był wart starań, a może to właśnie te starania i małe zwycięstwa są najlepsza nagrodą. Kto to wie.

M.

PS:Dziś w leniwie melancholijnym nastroju - rozmyślając o życiu, którego kolejny rok dobiega końca przyglądam się niebu za oknem.
Wieczornemu niebu z chmurkami w kolorze budyniu malinowego.



W tle delikatnie buja mnie zmysłowy głos Natalii Lubrano z Miloopy - nowe odkrycie, serwowane dziś z Ulubionym Radiu - NatQueenCool - Flowers.
Brakuje tylko łąki, a byłabym Dyziem Marzycielem. :)

2 komentarze:

Unknown pisze...

Pięknie to wszystko opisałaś.
Pozdrawiam spod nieba już w kolorze nocnego budyniu :)

M. pisze...

:) dzięki
Muszę często wracać do tego posta, szczególnie w chwilach, gdy mnie przerastają różne dziwne życiowe sytuacje - jak dziś :)