sobota, 9 stycznia 2010
Spadł śnieg ...
Spadł śnieg ... i Świat nagle zwolnił.
Gruba warstwa białego puchu ściele się jak okiem sięgnąć po mieście, które wydaje się czyste i spokojne - jakby wyjęte z jakiejś bajki...
Lubię śnieg. Szczególnie, gdy siedzę w ciepłym mieszkaniu, opatulona grubym swetrem, podgryzając pierniki i popijając gorącą kawę z kardamonem i chmura mlecznej piany - jak teraz...
Wracałam wczoraj z pracy 2,5 godziny i spóźniłam się po Młodego Człowieka do przedszkola :( i gdyby nie to (i mały epizod zapominalski z pracy) powiedziałabym, że ta jazda była bardzo przyjemna...
Tak magicznie było nad Odrą
Mróz, prószący śnieg, sznury aut pełznące powoli wzdłuż białych ulic, radość Młodego Człowieka brodzącego prawie po kolana w bieli... i ten wszechobecny spokój...
Miasto skryło się pod bezpieczną,puchową pierzyną i ani myśli wyjść.
Życie toczy się powoli, bo nie ma sensu się spieszyć i tak śnieg zatrzyma wszystko ...
Czasem dobrze jest tak wyhamować... choć na chwilę, by potem mieć siłę do dalszej walki z zimowymi wieczorami, niezadowoleniem, smutkiem, złym humorem, śniegiem na aucie, cieknącą pralką, stertą prania...
Ten miesiąc obfituje w ważne zadania i wydarzenia, i czasem myślę, że już mi nie starczy na nic sił.
Może śnieg da mi chwilę wytchnienia, może zdążę, może podołam? OBY!
Póki co słucham Anny Marii Jopek i Jeremiego Przybory.
Piję kawę i łapię dystans.
M.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Kochana, ja czytam Twoje wpisy i widzę, że masz morze, ocean dystansu :)))
Może dlatego, ze Ocean ... to tak trudno go czasem ogarnąć ;)
Prześlij komentarz