środa, 15 stycznia 2014

I am Oh! so tired ...

To Ta zmora dopada mnie tej jesieni i zimy nieustannie. Zmęczenie. Nie lubię go,  tego ciągłego stanu braku siły, zniechęcenia, nicnierobienia -nieusuwalnego, nieuniknionego i niezniszczalnego. Jakby było moim skrywane drugim ja, które ożywa w mroku zimowych poranków i wieczorów.
Fakt, wstaję wcześniej, dłużej podróżuje do pracy, nie ma śniegu, jest ciemno i zimno, ale przecież w końcu mam w pracy okno, mam upragnione światło! I nic. Nowe obowiązki wymagają wielkiego skupienia, bycia szybkim i precyzyjnym, stanowczym i nieugiętym. Pracuję jednak głową, a to ciało jest zmęczone. Stres? Raczej nie, potrafię zostawić prace za drzwiami. Wiec o co chodzi? Przecież nauczyłam się opuszczać, odpoczywać, dbać o siebie, nie forsować. Widać efekty są mizerne. Czyżby zaczynała mnie jednak dopadać pani S.?
Hmmm... Nie, nie, nie... a może to jednak nie tak...  To zapewne brak żelaza! Należy sięgnąć po suszone morele, gorzką czekoladę i buraki. I za nic w świecie nie dawać za wygraną!
I znaleźć czas na samotny relaks... w wannie pełnej piany i w błogiej ciszy!

A potem usiąść do komputera (co się ostatnio rzadko zdarza) i znaleźć gdzieś w pobliżu zajęcia jogi.
To byłby idealny plan...  lecz czy zmęczenie pozwoli?

Brak komentarzy: