niedziela, 20 lutego 2011

Łapanie balansu.

Tak tak...
Wystarczyło się wyspać i wszelkie chmurne myśli zostały daleko za mną. Ba! Dziś nawet realne chmury ustąpiły ostrym promieniom słońca. Pięknie jest, choć zimno.
Wczoraj przyniosło same miłe zdarzenia. Odwiedziła mnie w końcu M - bardzo się za nią stęskniłam, za nią i naszymi pogaduchami. Potem wybrałam się na krótkie zakupy... i zbłądziłam na pobliski bazarek, gdzie w okrutny ziąb stacjonował pan z tulipanami i babinka z czosnkiem. Kupiłam przepiękny bukiet - niezmierną przyjemność sprawia mi kupowanie sobie kwiatów zupełnie bez okazji. Nabyłam też czosnek, bo polski a to ostatnio jest towar jak złoto - rzadki i cenny. Wróciłam do domu i stałam się kurą domową sama dla siebie. Włączył mi się tryb sprzątanie, gotowanie, pranie. Przez ostatnio parę lat częstego przebywania w samotności widać muszę czasem pobyć tylko w pojedynkę. Po tygodniu pełnym towarzyskich spotkań, gwaru, śmiechu, zabawy... musiałam odpocząć w swoim azylu i przy okazji ogarnąć go. Co nie znaczy, że wieczorem po takim relaksie nie można wyjść na imprezę. :) Podróż z przygodami, bo przecież czemu nie być skontrolowanym przez nudzących się młodzianów z patrolu policyjnego, którzy mają kłopoty z czytaniem mapy papierowej i pomocą zwykłym obywatelkom w odnalezieniu pewnej ulicy na Biskupinie. Panowie mieli niecny plan wyprowadzenia nas w pole - Psie pole! w dodatku przez Kozanów!! Ale się nie dałyśmy!! I jak tu ufać władzy? ;) Och, żeby chociaż byli przystojni... Ostatecznie pokierowane instrukcjami telefonicznymi i raczej własną intuicją błądząc gdzieś po nieuznanych uliczkach, jeżdżąc pod prąd itp. trafiłyśmy naprowadzane telefonicznie na miejsce. Uff! Impreza sympatyczna w świeżo odmalowanym "Surf klubie", w hawajskich koszulach, z hitami z lat 90tych i Kudłatym Jezusem który wkroczył tuż po godzinie zero. Śmiesznie było. Zapomniałam już jaki klimat mają akademiki, ten przypominał mi szpital psychiatryczny. :) Powrót do domu nastąpił o bardzo ludzkiej porze i już bez przygód. Na koniec ok. 2 w nocy kolejny odcinek "Kuchennych rewolucji" (trzeba przecież dopieścić kurę domową) i znowu się wyspałam.
I już jest dziś, które zapowiada się bardzo pięknie... i oby nie zmieniło zdania.
Lubię te chwile gdy łapię równowagę.
Miłej niedzieli.
M.

PS. A muzyka na dziś to Adele! Co za bosski głos! Wiele bym dała by taki mieć!






Mało to optymistyczne pieśni.. ale postaram się udawać, że ich nie rozumiem. Niech zostanie głos, muzyka, rytm.

2 komentarze:

Ivt pisze...

dziękuję :)

M. pisze...

do usług :)