sobota, 26 grudnia 2009

Poświąteczne przemyślenia pseudofilozoficzne.


Święta, Święta ... i już dziś prawie po Świętach...
Upiekłam chyba największą w moim życiu ilość ciasteczek i ubraliśmy z Młodym Człowiekiem choinkę. To były moje jedyne przygotowania do Świąt... reszta jakoś nie szła dobrze, ani życzenia, ani kartki, ani budowa nastroju.
W tym roku Boże Narodzenie było zupełnie inne niż zwykle ... trochę smutne, trochę dziwne, trochę samotne ... jednak bez żalu w sercu, we względnym spokoju i z jakąś dziwną akceptacją zaistniałej w życiu sytuacji. W przyjaznej atmosferze i towarzystwie, z pamięcią jednak, że ktoś gdzieś daleko został sam i niekoniecznie tak powinno być...
Chciałabym by tegoroczne Święta były przyczynkiem do pozytywnych zmian w sobie, we własnym życiu... może uda mi się kiedyś polubić ten okres... niemniej wymaga to ode mnie jeszcze wiele pracy, ale chyba po to się żyje... by się ciągle czegoś uczyć.
Pogoda dziś za oknem typowo wiosenna. Może zwiastuje jakąś wiosnę w życiu ... Oczywiście trochę żartuję.
Rozumiem, że można dopatrywać się znaków na niebie i ziemi, można czytać horoskopy, chodzić do wróżki, jednak najważniejsze mieć odwagę w sercu, być gotowym do zmian w sobie, do podjęcia ryzyka zmian we własnym życiu, bez tego ani rusz... Toteż "okrutnie" się staram...
Cóż pozostaje czekać na to co przyniesie życie... i pracować ciężko ... może w przyszłym roku zdarzy się Cud Bożego Narodzenia i nastanie miłość niosąca spokój i bezpieczeństwo.

W ostatniej chwili (bo podobno lepiej późno niż wcale)... życzę
Radosnych Świąt!
I oby pozytywny nastrój pozostał z Wami jak najdłużej!
M.


PS: Póki co ku pokrzepieniu serca idę zjeść kawałek pysznego keksa, wypić pachnącą kawę z mleczną pianką oglądając "Love actually".

1 komentarz:

Honia pisze...

Może zabrzmi to banalnie, ale tak krótko przychodzi mi na myśl:
mądry tekst.