sobota, 3 września 2011

Malinowe lato w słoiku. Malinówka.

Nastrój lekkiego zrezygnowania i chyba już jesiennej nostalgii nawiedził mnie wczoraj. Trzeba było się dziś wypionować psychicznie. Długo myślałam cóż by tu... Wyjść się nie chciało, gadać z nikim również. Sprzątanie! Ot co! Zajęcie wielce oczyszczające. Zaplanowałam, że dziś wyrzucę jeszcze kilka zbędnych przedmiotów i ubrań których nie dotykałam miesiącami. Ostatnio mam nieodpartą ochotę wyrzucić wszystko. Tak dalece się jednak nie posuwam, ale co tydzień wynoszę reklamówkę lub dwie niepotrzebnych szmat i szpargałów. I dużo mi bez nich lepiej. Więc sprzątam w pocie czoła i tez coraz bardziej mi się to podoba. Znowu zasada najgorzej jest się zabrać do czegoś - święci triumfy. No, ale nie byłabym sobą, gdybym nie uraczyła się jakimś pysznym jedzeniem w weekend. Zatem produkuję największy gar Leczo. Pachnie nieziemsko! Będzie świetną nagrodą po porządkowym szaleństwie.
Czuć już jesień, ale najlepiej ją widać na straganach. Widać w kolorach śliwek, rumianych i pachnących jabłkach, w soczystej czerwieni pomidorów. Astry kwitną. No i są jeszcze maliny. Zapatrzyłam się dziś na nie i pomyślałam, że przecież już dawno nie robiłam nalewki! No i kupiłam maliny. W domu nerwowo rozpoczęłam poszukiwanie przepisu. Niestety nie wiedzieć z jakiego powodu w moich notatkach takowego nie odnalazłam. Ulubiona książka kucharska Marka Łebkowskiego również go nie zawiera, zatem został google. Wyszukałam kilka przepisów i bazując na nich nastawiłam na razie 1 kg malin zalanych 1 l wódki i 0,2 l spirytusu 95%. Teraz tylko czekać, przelewać, mieszać, filtrować. Całkiem jak alchemik. :)
Będzie jak znalazł na długie zimowe wieczory, bo podobno w tym roku zima ma nadejść szybko.
A oto jest!
Moje lato zamknięte w słoju. Na potem.

Przetwory są jak zamknięte w słoikach i butelkach lato. Pamiętam, że niezbyt lubiłam pomagać przy zaprawach. Jednak teraz uważam,że nie ma nic lepszego, bardziej domowego i wyciszającego od smażenia powideł, konfitur, robienia soków, nalewek - które otwieramy w trzaskający mróz by lato na chwilkę powróciło. :))
Ale się rozmarzyłam.
Ostatnie tygodnie lata są magiczne. Słonce nisko, ale jeszcze mocno grzeje w policzki. Ciepłe dni, chłodne poranki i wieczory. Miękkie swetry otulają ciało. Kasztany już spadają. Zaraz krajobraz wybuchnie złotem i czerwienią liści. Oby w tym roku też było pięknie.
Może uda się pojechać w góry... może... :)

M.

Sara Tavares .. anielski głos otulający jak rzeczony miękki sweter



i Lizbona .... Kiedyś tam dotrę! Ech!

3 komentarze:

EwaAnna pisze...

Och, jak tu zmysłowo:) Pachnąco, słonecznie, sielsko, anielsko...

Marta pisze...

Uwielbiam maliny!:) Liczę na małe co nieco:)

Ivt pisze...

ale mnie jesiennie nastroiłaś!