niedziela, 21 lutego 2010
Zapachy.
Wiosną pachnie dalej... a mój dom też pachnie .. wypiekami pachnie i rosołem pachnie.
Wpadłam ostatnio w jakiś szał piekarniczy. Piekę - bułki, chałki, znowu bułki i nie zamierzam przestać. Rozgościłam się na dobre w Pracowni wypieków i White plate Liski - szperam i próbuję. Przepisy ma genialne.
Dziś te bułki... bo choć jestem (jeszcze!) niezbyt rozeznana w domowej produkcji pieczywa, to wydaje mi się, że trudno będzie im dorównać. miękkie, wilgotne, delikatne w smaku. Po prostu pyszne!
Wczoraj miałam niezwykłego gościa. Maleńką 4-miesięczną A. już zapomniałam jak to jest z takim maleńkim dzieckiem sam na sam. Gotowałam coś w kuchni, a ona swoimi oczkami jak koraliczki, pilnie śledziła każdy mój ruch. Czułam się jak magik lub czarownica.
Dziś postanowiłam wyczarować po raz - nie pamiętam już który - tajemny, ukochany przeze mnie, ROSÓŁ. Gotowanie go to jakaś przedziwna alchemia ... zioła i tajemne składniki wrzucane do wrzącej wody w odpowiedniej kolejności, aromaty unoszące się po całym domu i ten smak - wszystko to razem wzięte ma w sobie coś z magii. To mnie uspokaja.
Młody Człowiek bardzo lubi gotować i chyba zrozumiałam dlaczego... bo to ciekawe, tajemnicze, można się ubrudzić po łokcie i stworzyć coś smakowitego.
Mam nadzieję, że nie zgubi tej pasji.
M.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Ja też przez zimowy czas realizowałam się w kuchni - głównie zupy. Zupy i zupy. Cudnie mnie to relaksowało. Ale teraz mam chwilowy kryzys... Czekam na nową wenę. Obecnie gotuję, bo muszę. Szkoda.
Prześlij komentarz