niedziela, 23 stycznia 2011

Moja nowa miłość ...

Mam ostatnio nową miłość...
Jak każda przyszła do mnie przypadkiem, niespodziewanie i nie mogę się bez niej teraz obyć...
Choć jestem niestała w uczuciach co do jednego rodzaju, to niezmiennie od pewnego czasu z uwielbieniem produkuję i zajadam Serniki !
Zaczęło się w Święta. Moja dieta stała się mniej restrykcyjna, więc mogłam sobie pozwolić na słodkie co nieco.

No i wyszukałam sobie to cudo...
Sernik z lemon curd
Świetnie trafiłam. Co prawda przetrzymałam biedaka zbyt długo w piekarniku, przez co był zbyt twardy, jednak niespecjalnie to mi przeszkadzało i zjadłam prawie cały sernik sama :) Szczególnie przypadło mi do gustu połączenie masy serowej z cytrynowym lemon curd - strasznie pracochłonny w przygotowaniu, ale wart zachodu. Rozpoczęłam już poszukiwania wersji gotowej... podobno jest dostępna w pewnej angielskiej sieciówce. Kupię i wypróbuję następnym razem.

Kolejnym, który wypróbowałam ze względu na moja miłość do czekolady był:
Sernik czekoladowy.
ups! Nie wiem jak to się stało, ale nie mam zdjęcia :)
I tu znowu nadgorliwość kazała mi za długo go trzymać w piecu. Ciasto było jednak smaczne, choć ciężkie i nie dało się go zjeść zbyt wiele - co było swego rodzaju zaletą ;) Muszę jeszcze kiedyś do niego wrócić i dodać proponowaną niewielką ilość alkoholu, i koniecznie piec krócej. Chociaż i bez tego, ten nie do końca doskonały wypiek rozszedł się w mgnieniu oka - najprawdopodobniej z ciekawości konsumentów, bo przecież: Jak to?? Czarny sernik?? :)

Póki co jednak moim niezawodnym i ulubionym sernikiem jest:
Sernik waniliowy (vanilla cheesecake)


Piekłam już dwa razy. Za pierwszym wyszedł idealny, za drugim pękł mi po środku (albo za dużo maki ziemniaczanej, albo standardowo za długo przetrzymałam w piecu :D) - choć to dodało mu wiarygodności. Ma idealna konsystencję, jest lekki, puszysty, nie za słodki... Po prostu niebo w gębie. A i jeszcze jedna zaleta - jest bardzo łatwy w przygotowaniu... wystarczy tylko czytać uwagi dorotus .. i wszystko wyjdzie jak trzeba.

Właśnie piję sobie poranną kawę i zajadam kawałek Faworyta słuchając Agi Zaryan.



Jakże ja ją uwielbiam. Chciałabym umieć tak śpiewać.


Tyle tu słońca, ciepłego powietrza i wiatru ...

Idealne połączenie na pochmurną niedzielę.
M.

2 komentarze:

ViNby pisze...

Az się człowiek głodny robi :)

Pozdrawiam

Marta pisze...

Aż Ci pozazdrościłam Kochana...:)Ale serniczek rzeczywiście niebo w gębie!