niedziela, 24 lipca 2011

Paulina.

Dzień rozpoczęłam w sposób ulubiony - kawa, bułka z miodem i czytanie w łóżku. Co prawda śniadanie nie zmaterializowało się obok mnie samo, ale ważny jest efekt. Cudowny stan błogiego nicnierobienia. Ostatnio tak lubię najbardziej.
Wczorajsze towarzystwo śniadaniowe skłoniło mnie do udania się po świeże bułeczki i świeżą prasę. WO w sobotni poranek to u mnie rzadkość i wielka przyjemność zarazem. Oczywiście wydanie elektroniczne jest jakimś substytutem, ale marnym, bo zapach farby drukarskiej jednak genialnie komponuje się z poranną kawą. Ale do rzeczy.
Ostatnio, gdy tylko zdarza mi się sięgać po weekendową gazetę, zawsze mną coś wstrząsa. Jakiś miesiąc temu wstrząsnęły mną wieści z miasta minionego szczęścia rodzinnego dotyczące przyjaciół. Wczoraj najpierw wiadomość o masakrze w Norwegii (potworność!!), potem o śpiączce i depresji "Diablo" Włodarczyka - a zdawałoby się zwykłemu człowiekowi, że sportowcy mają psychikę z żelaza. Śniadanie z błogiego zmieniło się w refleksyjno-emocjonujące. Kolejny był świetny, życiowy wywiad z Olgą Lipińską, dalej artykuł porównujący sylwetki Amy Winehouse do Billie Holiday, a kończący się słowami "Winehouse, duchowa wnuczka Lady Day - wciąż żyje." - które to przeczytane dziś - po wczorajszej popołudniowej wiadomości o jej śmierci - nabierają zupełnie innego wymiaru.
Ostatnią rzeczą którą przeczytałam już w skupieniu, była historia zmagań z rzadką odmianą raka blogerki Pauliny. Zostawiłam sobie artykuł o chorobie na potem, chyba za sprawą własnych wspomnień sprzed roku i obecnych kłopotów zdrowotnych przyjaciółki. Chciałam przeczytać, poczuć i zrozumieć.
Przeczytałam i pomyślałam, że podziwiam siłę, którą ma w sobie ta dziewczyna !! Obiecałam sobie koniecznie zajrzeć na jej bloga, co niezwłocznie uczyniłam dzisiejszego ranka. Zaglądam TU i widzę wpis z wczoraj. Powiem tak: Liczyłam naiwnie na wiarygodność "WO" i czytałam je z wielką przyjemnością. Widząc rozczarowanie Pauliny i nieprawdziwe informacje podane w artykule, czuję się niejako oszukana i rozumiem jej smutek. Paskudne jest to, że nie tylko plotkarskie portale karmią nas kłamstwami i tanią sensacją nastawioną na spektakularny efekt. Jedyną pożyteczną rzeczą, jaką mam nadzieję uczynił ten artykuł, jest to, że więcej osób trafi na bloga, i może więcej z nich będzie w stanie jej pomóc. Poczytałam jej inne wpisy i jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem jej woli walki, sposobu, w jaki radzi sobie z przytłaczającym ciężarem choroby, pod wrażeniem optymizmu jaki wyziera nawet spod informacji, że jest jej źle czy trudno. Paulino podziwiam! Chylę czoła!! I będę!
Nawet słońce odmawia blasku w tę nostalgiczną niedzielę.
M.

1 komentarz:

Mała Mi pisze...

Jestem mięczakiem i boję się czytać takich strasznych rzeczy...

Ale przykre jest to jak nas oszukują i biorą nas za idiotów...

Mimo wszystko miłego dnia :)

P.S. Dzięki M. :) właśnie oby ten punkt B był szczęśliwy :)