Znalazłam takie miejsce, gdzie będę lubiła wpadać na świetny obiad, który gwarantuje mi długie oblizywanie się! :)
La Sardine... poezja. Przeczytałam o nich chyba w lokalnym dodatku do Gazety wyborczej ... i postanowiłam koniecznie sprawdzić, czy jest tam tak pysznie, jak prezentowano. To była chyba zima, albo wiosna - różnica u nas niewielka... . Od tamtej pory z uporem psychofana śledziłam ich profil na FB, komentowałam zdjęcia i ślinka mi ciekła! Co prawda wspomniany artykuł traktował chyba głównie o daniach śniadaniowych i ciastach, ale prezentowane na FB zupy i dania z ryb proponowane tam - codziennie inne - uwiodły mnie pomysłowością i pięknem.
Nie ukrywam, że po ostatniej dość nieszczęsnej konfrontacji wyobrażeń z rzeczywistością, miałam lekką obawę .. ale lekką .. i niesłuszną.
Przemiła Pani, niewiele dań do wyboru - ale znaleźliśmy coś dla każdego!
Kurczak grillowany, na pure z marchewki z salsą z mango oraz
łosoś grillowany, na pure z pietruszki, z pesto i pomidorkami.
Do tego dzbanek lemoniady z cytrynami, pomarańczami, mięta i chyba melisą (ale głowy nie dam sobie obciąć). Piękne to i przepyszne!!!!
Malutki stolik na ulicy, ciekawe książki i czasopisma do poczytania umiliły czas oczekiwania. Przemiła obsługa!
Miałam wielką ochotę na deser. Piękna biała beza z bitą śmietaną, czy mascarpone kusiła... ale niestety nie mogę jeść zbyt wiele nabiału ... no i moje danie główne było spore, więc deser pozostaje tajemnicą, do następnego razu, bo z pewnością tam wrócę! No i zupa też .. bo zupy wyglądają na bajeczne!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz