Wczoraj - koszmarnie mroźnym wieczorem - udałyśmy się z M. na sponsorowany przez ALE!kino - film "Wyśnione miłości".
Dużo ludzi było na sali - nie jestem przyzwyczajona do chodzenia do kina wieczorami. Ale nie było źle.
Film z początku wyglądał na taki, który będzie mnie koszmarnie drażnił i ciągnął się (Ktoś z widzów zresztą wyszedł). Jednak po pewnym czasie przyzwyczaiłam się do powolnej narracji, oszczędnych dialogów, plastycznych obrazów. I było ... inaczej, magicznie, intymnie, czasem wesoło, czasem nostalgicznie.
Ciekawy film o tym jak desperacko chcemy być kochani i znaleźć tą drugą połowę, drugą łyżeczkę - by czuć się bezpiecznie. A tymczasem w koło pełno pustych łyżeczek.
Muzyczny motyw przewodni. M. - dla Ciebie
M.
PS. Rękawiczki wyjęłam. Zima idzie. Oby była chociaż słoneczna. Bo ciągłej zimy w życiu nie zniosę.
Przecież zima kiedyś musi minąć ... tylko dlaczego trzeba tyle czekać.
PS 2
A mi siedzi w głowie: Fever Ray - w filmie w pięknej jesiennej scenerii
3 komentarze:
no to już wiem na co do kina iść znowu:) myślę, że może mi sie ta plastyczność spodobać.
A co do zimy- hm...czapka, szalik, rękawiczki i u mnie już na salonach..ach...
hehe
jakbym sama miala pisac ta notke: poczatek irytujacy, łyzeczki, kolory i fever ray :)
Dzięki kochana;) I, dłużej myślę o tym filmie, tym bardziej mi się podoba.
Prześlij komentarz