Hmm - pomyślałam... wygląda nieźle. Muffiny marchewkowe, co prawda nie weszły do stałego repertuaru, jednak chciałabym zmienić ten fakt. Składniki.. oprócz marchewki, ananasy i orzechy - brzmi obiecująco, jakiś tajemniczy "frosting" do przełożenia... no muszę sprawdzić cóż to za cudo.
No i sprawdziłam. Upiekłam ciasto - choć niemałego kłopotu narobiło mi przeliczanie na szklanki, gdyż szklanki o standardowej pojemności nie posiadam,a miarka niestety się stłukła. Niemniej - wyszło! Miarkę kupię potem. Ciasto stygło, a ja udałam się na przemiłe spotkanie. Wieczór, -12 stopni na dworze, a my w poszukiwaniu ciepłego miejsca, w którym mogłybyśmy pogadać - trafiłyśmy do SPEAKAESY. Miło, przytulnie, sympatycznie. Podobno pyszne ciasto, moja ulubiona herbata, co prawda słaby grzaniec - ale to lokal nawiązujący do czasów prohibicji ... wiec jakoś to można wytłumaczyć. Wrócę tam... chociażby by sprawdzić jak smakują kanapki z łososiem, albo wypić kawę i poczytać zdjęty z półki kryminał. No i puszczali Basię! Gdzie jeszcze puszczają Basię. :)
Po powrocie w okolicach 1, postanowiłam dokończyć dzieła z ostudzonym ciastem (podobno nie jestem całkiem normalna). Zabrałam się za "frosting", który wyszedł o niebo za słodki... następnym razem skoryguję ilość cukru pudru (niepełna szklanka pewnie też wystarczy).
Tak - następnym razem! Bo na pewno będzie następny raz! Naprawdę jest najlepsze!
M.
2 komentarze:
Wygląda pysznie:) Ja postanowiłam upiec w weekend, chyba zacznę w piatek, też o jakiejś nieprzyzwoitej godzinie;)by do soboty ciasto się schłodziło.
Uwielbiam ciasto marchewkowe! I szczerze mowiac nigdy nie robilam, chyba czas sie skusic :)
Pozdrawiam i dziekuje za przepis.
Prześlij komentarz