niedziela, 25 kwietnia 2010
Idealny dzień Słomianej Matki.
Ostatnio czas dla mnie nie najlepszy ... jednak zdarzają się uśmiechy spokojnego losu - dni takie jak ten.
Ja Matka M. bywam często z powodów obiektywnych - Matką Słomianą - co też ma miejsce obecnie, gdyż Młody Człowiek zapakowawszy najpotrzebniejsze rzeczy - czyli wielkie pudło klocków i hulajnogę - udał się z wizytą na Daleką Północ. Matka natomiast ... nagle stała się po prostu M. i postanowiła spędzić dzień najprzyjemniej jak się da.
Zupełnie inaczej niż zwykle zjadłam śniadanie z przyjaciółką... tak po prostu w kuchni przy stole - chleb, masło, dżem, kawa - nic specjalnego, i rozmowa też zwyczajna. Takie proste ... a jak wiele znaczy.
Potem niespiesznie spakowawszy torebkę oraz aparat wyruszyłam tramwajem - by zmienić perspektywę - do Centrum.
Po 6. godzinach leniwego spacerowania uliczkami Starego Miasta, Ostrowa Tumskiego, alejkami Ogrodu Botanicznego; po wizycie w Auli Leopoldyńskiej UW i wdrapaniu się na Wieżę Matematyków; po obiedzie w studenckiej Bazylii i pysznych lodach w zaułku na tyłach Ratusza - w Lodziarni Barton (swoją drogą najlepsze lody, a mają chyba najfatalniejsze logo jakie widziałam), rozgrzana słońcem, owiana wiatrem, z uśmiechem w sercu, wróciłam ze spaceru po Moim mieście.
Dziś pierwszy raz poczułam się dokładnie jak u siebie... pierwszy raz odkąd tu mieszkam wyszłam na miasto i spotkałam znajomych :) Dziwne i miłe uczucie zarazem.
Uwielbiam to miasto i ono mnie jakoś traktuje łagodnie ...
i takie jest piękne.
M.
PS: Na skołatane nerwy, rozbiegane myśli, rozterki życiowe, czy ogólne zmęczenie - polecam leżenie z bosymi stopami na trawie w Ogrodzie Botanicznym. Można do tego dodać jakąś miłą lekturę i nowe spojrzenie na świat gotowe.
Ja dziś urządziłam sobie powrót do rzeczywistości sprzed ... hmmm ... 15 lat! i zabrałam ze sobą "Opowieści o konopiach i famach" Cortazara - krótkie, dziwne, tajemnicze, zabawne i zastanawiające historyjki o dziwacznych stworkach.
Wróciły zatarte wspomnienia beztroskich lat. Uśmiechnęłam się do nich i schowałam głęboko w pamięci - na potem. Książkę odłożyłam na półkę obok egzemplarza, który kiedyś własnoręcznie przepisałam. Szaleństwo! - Takie prawo młodości. :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
8 komentarzy:
Uśmiecham się do Ciebie :)
Bose stopy rozluźniają... :) a co do takiego dnia, to czasem jest wspaniały :) miła odmiana :)
świetnie M.! :)))
a ja ksero powinnam mieć tak właśnie myślę... musze poszukać :)
z przepisywanych to zbiór poezji Emily Dickinson
się mi przypomniało...
były z nas agentki ... xero Rimbauda ciągle u mnie gdzieś leży... prawie jak biblia :)
Tak moje Panie. To był piękny dzień. Czasem trzeba oddechu w samotności. Oby to się zdarzało tylko czasem. wtedy nie straci swego smaku :)
zazdroszczę Ci tego twojego miasta.
ja o W-wie chyba nigdy tak nie powiem. Predzej o Pieńkowie :).
A ja nie znam Twojego Miasta zupełnie, a mimo to darzę je jakimś dziwnym, nieuzasadnionym sentymentem :) I mam rację, jak wynika z Twoich słów :))
Prześlij komentarz