niedziela, 7 lutego 2010
Smaki, zapachy, obrazy i spokój
Kolejny spokojny, powolny weekend. Ja, puste mieszkanie, cisza i moje plany, a było ich całkiem sporo - mimo to jednak jakoś tak leniwie płynął czas.
W piątek miało miejsce moje najnowsze odkrycie, które właściwie zawładnęło moim zmysłem smaku i zapachu, ogarnęło wyobraźnię i zagnało mnie dziś do kuchni w celu przyrządzenia pewnej rozgrzewającej zupy. Ale po kolei...
Od pewnego czasu w drodze na jogę mijamy pewną nową restaurację - bar właściwie. Mnie się spodobały kolorowe proste w formie lampy zdobiące sufit i bardzo stonowana reszta wystroju. M. zapaliła się do indyjskiego jedzenia jakie tam podają. To miejsce to Masala Grill&Bar. Po piątkowej wizycie okazało się, że będzie to jedno z miejsc, do których z pewnością wrócimy i ja, i M. Przemiła obsługa i rewelacyjne jedzenie: Butter Chicken, Maithy Chicken Masala, chlebek Naan maślany i z miętą, Lessi z bananem i kiwi, Herbata z imbirem, kardamonem i mlekiem... - te smaki pozostaną ze mną na długo! Jeśli tak naprawdę jada się w Indiach - to ja muszę kiedyś tam polecieć!
W sobotę w związku ze Słońcem za oknem i zakończoną rewolucją porządkowa w pokoju... nastąpiła rewolucja w kuchennych szafkach ...
Taaa... czego tam nie było ... No ale już jest całkiem nieźle! :)
A dziś ... KINO - jakoś nie mam specjalnie ręki do wyboru filmów... Sherlock Holmes ... gdyby nie nazwisko firmujące produkcję, nie dopatrzyłabym się żadnych podobieństw z pierwowzorem, poza głównymi bohaterami i osadzeniem w realiach Londynu XIX wieku (jeśli się nie mylę).Dialogi dowcipne. Świetne sceny walk i efekty specjalne. Piękni mężczyźni i kobieta, oraz kostiumy. Bardzo ciekawie przedstawione miasto. Miejscami wartka akcja, jednak nie mogłam się doczekać końca ... 3 godziny to zdecydowanie za długo. To dobre kino akcji i fani takiegoż powinni być zadowoleni, jednak ja wole wychodzić z kina zastanawiając się nad tym co zobaczyłam... a tym razem byłam pewna, że nie o to mi chodziło. Niestety.
Popołudniem zatęskniłam za indyjskim jedzeniem... i przeglądając bloga Patrycji wpadłam na - Soczewica. Curry. Zupa krem. I jak zwykle był to strzał w 10!
A teraz... na mojej kuchence rosną Pszennno-orkiszowe buły z ziarnami z Pracowni Wypieków. Oby były tak dobre jak wyglądają na zdjęciach, jeśli nie ... i tak pieczenie ich dało mi wielka satysfakcję.
... godzinę później .... Są pyszne!!!!!!!!!
i piekne
Dobrze, że już umiem korzystać z wolnego czasu. Cieszyć się ciszą w domu i wolnością wyboru sposobu spędzania wolnego czasu. Choć tęsknię, to już nie martwi mnie samotny weekend, ba! nawet czasem na niego bardzo czekam. Wymyślam milion zadań i realizuję tylko tyle ile mi się uda, ile mi się chce! W końcu umiem sobie odpuścić. W końcu wszystko zależy jedynie ode mnie i mi to wcale nie przeszkadza. Do wszystkiego trzeba dorosnąć, a ja muszę wszystko powoli oswajać. Dużo czasu mi to zajmuje... ale warto.
M.
Co my tu mamy:
CO?DZIENNIK,
Kuchnia pełna niespodzianek,
na Srebrnym Ekranie,
WROmiejsca
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
Ja też w ten weekend w szafkach kuchennych!!! I Kochana, normalnie słyszę tę piękną i błogą ciszę u Ciebie :))))
Ja cały czas myślę o masali....więc już nie mogę się doczekać kolejnej uczty z indyjską kuchnią!:)
Ja też ostatnio w szale gotowania :))
No ja zwariowałam ... a tu nie ma komu jeść ... Dobrze, że w pracy pomogli z bułeczkami :D mogę upiec jakieś nowe :)
Prześlij komentarz